środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 23.

Co on tutaj robił? Nie wpadłam na to, że to mógł być on. Zamurowało mnie. Naprawdę się go nie spodziewałam. Stałam tak wpatrując się w niego, gdy on znowu się odezwał, a ja miałam mieszane uczucia co do niego.
- Tęskniłaś? Mam nadzieje, że tak.
- Czemu wróciłeś? Albo nie wróciłeś?
- To zależy.
- Możesz jaśniej? Od czego zależy? I radze odpowiadać normalnie, bo będzie z tobą źle. - mówiłam i powoli zagotowywała się we mnie woda.
- Do ciebie przyjechałem. Nie było mnie i miałaś czas do namysłu.
- Aaa.. o liścik ci chodzi? Nagle postanowiłeś spojrzeć mi w oczy i powiedzieć co czujesz? Szybki jesteś, nie ma co. - mówiłam z oburzeniem w głosie. Byłam cholernie ciekawa jego reakcji.
- Aga, ja wiem. Przepraszam! Popełniłem błąd, ale ja cię kocham i ciągle o tobie myśle. Nie moge przestać rozumiesz?! Co mam zrobić, bo nie cofnę się przed absolutnie niczym, żebyś dała mi tą jedną szanse.
- Co ja ci mam powiedzieć? Trudno mi z tobą rozmawiać, żeby cię nie urazić, ale do cholery; jak mogłeś pojechać i mnie z tym zostawić. Wiesz ile nad tym myślałam?! W sumie wcale się nie znaliśmy. Dlaczego się we mnie zakochałeś? Powiedz, bo nie rozumiem. - powiedziałam, prawie ze łzami w oczach. Nie rozumiem dlaczego tak się zachowałam. To było dziwne. - Myślałeś, że będę szczęśliwa, mając jednego chłopaka, a od drugiego słyszeć, że mnie kocha i wyjeżdza, bo nie może na mnie patrzeć?! Co miałam czuć?
- To się zdarzyło tak nagle. Najpierw byłem dla ciebie złośliwy, ale jak zobaczyłem cię na koniu, jak ci włosy powiewały na wietrze, to oczy mi zabłysnęły. Zakochałem się. Niestety, gdy ja się zakocham nie moge z tą osobą rozmawiać, bo sie jąkam i czerwienie. Poprostu nie moge. - cały czas patrzył na swoje buty, albo gdzieś w dal. Zrozumiałam. Był tak cholernie zakochany, jak mnie zobaczył, że nie mógł ze mną rozmawiać. Ciągle przerywał, gdy ze mną rozmawiał. DOpiero teraz zrozumiałam, jak bardzo niekomfortowo musi się teraz musi czuć. Sama zdziwiłam się tego, co teraz zrobiłam.
- Rozumiem. Jestem tak piękna i urocza, że nie sposób się nie zakochać. - popatrzyłam na niego z uśmiechem i zaczęłam się w niego wpatrywać, żeby wreszcie na mnie spojrzał ... i udało mi się. Jestem wariatką, ale cieszyłam się, że to zrobił. Był uroczy z tą swoją bezradnością i zakłopotaniem. Aż sama zaczynałam dostrzegać jego uroczy wyraz twarzy. Niemal się zakochałam, ale coś mnie tknęło na dobroczynność. - No, niestety z Rafałem już nie jestem i ..
- Nie jesteś? - nagle jego humor zmienił się o 180 stopni i zobaczyłam ten błysk w oku, kiedy znowu podniósł na mnie wzrok. - Czemu? Przecież to była twoja "wielka miłość".
Nie chciałam o tym mówić, więc przemilczałam chwilę zamiast odpowiedzieć, ale widać było, że zrozumiał przesłanie. Nie skomentował tego, najwyraźniej zauważył, że nie chce poruszać tego tematu. Z uprzejmością i zrozumieniem przemilczał ten temat. Ulżyło mi, bo nie miałam ochoty o tym rozmawiać, a on poporstu to zrozumiał. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Ej dobra musze iść, może się jeszcze kiedyś zobaczymy. Ide jeździć. Pa! - Wzięłam do ręki siodło, które zdąrzyłam już odłożyć z powrotem na miejsce. Niestety nie udało mi się wyjść szybciej niż się pozbiera. Podszedł do mnie od tyłu, odwrócił gwałtownie do siebie i pocałował. Boże.. jak on cudownie całował! Nie mogłam się oprzeć, żeby zrobic to jeszcze raz gdy sie ode mnie odkleił, ale pozbierałam się w sobie, ogarnęłam się i starałam się nie pokazywać co czuje. Poprostu bez słowa ani zmiany wyrazu twarzy, wyszłam. Zatkało go na maxa i został w siodłarni, gdy ja poszłam do Demona i zajęłam się usiodłaniem oraz kiełznaniem. Był czysty jak łza. W sumie co się dziwić. Wczoraj wyczyściłyśmy wszystkie konie przed wyjściem na ognisko. Wzięłam z wieszaka jeszcze jeden uwiąz, przypięłam go z drugiej strony kantaru i ruszyłam w strone hali. Wskoczyłam na siodło i zaczęłam rozprężanie. Troche stępa, potem kłus i galop. Pogalopowałam kilka kółek i postanowiłam pojeździć na oklep. Wjechałam do środka i odpięłam popręg. Ściągnęłam siodło i położyłam na przeszkodzie. Ta stacjonata została po ostatnim treningu. Ledwo odbiłam się od ziemi zaszedł mnie od tyłu i mocniej podrzucił w górę. Z wielką siłą przeleciałam przez Demona i wylądowałam na drugiej stronie twarzą w piasku. Nie wiem kim byl ten ktoś i lepiej, żeby już nie było, bo pożałuje. Wstałam, otarłam twarz od piasku i odwróciłam się do "tej osoby". Jak się okazało był to Tomek. Ten sam, z którym nieco ponad pół godziny się całowałam. Miałam ochotę go zamordować.
- Bawi Cię to? Jak chcesz, żebym przemyślała twoją prośbę to powinieś mnie do niej przekonać, a nie zrzucać mnie z konia. - byłam zła, a chłopakowi się należało. - Zobacz jak wyglądam!
Chłopak mruknął coś pod nosem.
- Prosze?
- Pięknie, jak zawsze. - Nosz kurde.. Nie ułatwia mi decyzji. Jeszcze kilka dni temu nawet o nim nie myślałam, ale gdyby ktoś mi o nim wspomniał i powiedział, że będe się z nim całować i, że będę się zastanawiać czy z nim być to z pewnością wyśmiałabym tego kogoś i uznałabym, ze to niemożliwe i absolutnie bym w to nie wierzyła, a już napewno bym na to nie czekała. A teraz co? Naprawde zadaje sobie to pytanie. Chyba oszalałam. Nie wiem, co się za mną dzieje.
- Dziękuje. Czy teraz pozwolisz, że wsiąde na konia samodzielnie? - chłopak pokiwał potwierdzająco głową, a ja wskoczyłam zwinnie na kary grzbiet wałacha. - Jeśli już tu jesteś to mógłbyś mi ustawić jakieś cudo do przeskoczenia? - odpowiedziało mi krótkie - Okej.
Kiedy Tomek ustawiał mi przeszkody, ja chciałam sie troche przyzwyczaić do gołego grzbietu i zaczęłam kłus a potem galop. Gdy oznajmił, że parkur gotowy z biegu przejechałam całość. Zrobiłam to niepewnie, ale jakoś mi to wyszło. Jeździłam od niespełna roku i nadal miałam momenty zawachań. Zresztą lata praktyki nie oznaczają, że ktoś się czegoś nie boi. Dodałam sobie odwagi mysląc, że najwyżej zginę na końskim grzbiecie i, że raz sie przecież żyje.
Pokonałam parkur jeszcze 3 razy i byłam padnięta. Koń zresztą też. Zatrzymałam się i zjechałam po boku Demona. Oczywiście "mój Romeo" musiał mnie złapać. Złapał mnie w udach, a ja zdziwiona, że nie mam podłoża pod stopami popatrzyłam na niego i wtedy to się stało. Patrzyłam na niego i tonęlam w jego niebieskich jak ocean oczach. Patrzyłam na niego i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Patrzyliśmy na siebie, aż wreszcie postawił mnie na ziemi. Chyba się zakochałam. Nie wiem czemu tak nagle to się stało, ale nie mogłam sie pozbyć tego uczucia. Czas się zatrzymał, a my prawie się pocałowaliśmy. Nie moge! Nie! Nie potrafie! Odwróciłam głowe i obnizyłam podbrudek.
- Nie moge. Nie potrafie.
Tomek nic nie powiedział. Poprostu mnie puścił, a ja podeszłam do Demona, który zdąrzył juz się przespacerować na drugi koniec hali. Wzięłam go i odprowadziłam do boksu. Zdjęłam mu ogłowie i założyłam derka, która była w boksie jego właściciela. Usiadłam w siodlarni i przypomniało mi się jak siedzieliśmy tu z Rafałem. To nadal tak bolało. Obruciłam sie do wielkiego okna wychodzącego na pastwiska. W tym momencie zaczął padać deszcz. Przyłożyłam policzek go zimnej szyby. Wtedy pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nia kolejna i kolejna i kolejna. Byłam tak strasznie zmęczona brykami na Demonie i całym tym dniem chociaż nie mineła nawet ósma rano. Nie potrafiłam przyjąć do serca jednego chłopaka, gdy drugiego nadal w nim miałam. Siedziałam tak z rozdartym sercem. Nie potrafiłam tego znieść.
**************************
No to macie mój prezent dla was :3 Kocham was i jakoś musiałam was to okazać <3 No więc życze Wam Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, Pomyślności na Parkurze i Udanego Sylwka ;3 Rozdział mi się podoba i miałam wene. Skończyłam to i z zadowoleniem postanowiłam, że jestem dumna. Czytajcie i komentujcie bo chce wiedzieć, co sądzicie. Spodziewałyście się takiej akcji? :D
 



środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 22.

Dzwoniła Marcela. Marcela to powiedźmy moja nowa koleżanka. Zaprzyjaźniłyśmy się po moim przyjeździe do babci i jakoś tak się dogadujemy. Wzięłam telefon do ręki i nacisnęłam zielona słuchawkę.
- Halo?
- Cześć Aga! Urządzam ognisko u rodziców na działce. Będą znajomi ze szkoły, wpadniesz?
- Natala i Zuza są u mnie. Nie mogę, przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko zbieraj przyjaciółki i przychodźcie. Chętnie je poznam i serdecznie zapraszam, jeśli oczywiście maja ochotę.
- No nie wiem. Spytam i dać ci znać okej?
- Super! Czekam z niecierpliwością. Zaczynamy o 19, Pa ! - I rozłączyła się.
Wyszłam na taras i opowiedziałam dziewczynom jaką propozycje na wieczór dostałam. Popatrzyły na mnie zdziwione i pisnęły z radości. Pobiegły na góre, przepychając się drzwiach wejściowych. Zaśmiałam się i opadłam na kanape. Rozkoszowałam się promieniami słońca, gdy uszłyszałam krzyki i stukot butów po schodach.
- Nie mam się w co ubrać! - krzyknęły obie jednocześnie i popatrzyły na siebie.
- Ty pożyczysz jej, a ona tobie i będzie spoko. - powymachiwałam palcem to an jedną to na drugą i wstając dodałam. -  A wy się starać nie musicie, bo ty z tego co wiem - wskazałam na Natalie - masz chłopaka wspaniałego i najlepszego jak to ujęłaś, a ty - tym razem wskazałam na Zuze - jestes w trakcie działań o Kordiana, więc tez sie starać z ciuchami nie musicie. A teraz, skoro idziemy na to ognisko, to trzeba w stajni zrobić to co wieczorem miałyśmy zrobić. Ruszać dupska i widły w dłoń ! - Odwróciłam się na pięcie i wymaszerowałam do stajni, a one za mną. Gdy tylko odwaliłyśmy całą robotę, poszłyśmy do domu się szykować. Prosto z podwórka weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Po około godzinie wszystkie byłyśmy gotowe i siedziałysmy w samochodzie. Tata usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Gdy dojechałyśmy nie wiedziałam na kogo mam patrzeć. Znałam tam prawie wszystkich i z każdym chciałam pogadać. Zapowiadał sie świetny i długi wieczór. Szybko się rozręciło.
- Idę do toalety. - powiedziałam Zuzie do ucha, bo nic nie słyszała. Usłyszałam tylko krótkie OK. Weszłam do domu i skierowałam się na góre. Doskonale wiedziałam, co gdzie jest, byłam tu już kilka razy. Już miałam wejść, gdy usłyszałam jakiś hałas. Szybko się odwrociłam, ale zobaczyłam tylko znikającą w ciemnościach postać. Przeraziłam się. Szybko weszłam do łazienki i zamknęłam się na zamek. Wychodząc z szybko bijącym sercem rozglądałam się wystraszona. O mało nie dostałam zawału, gdy zobaczyłam, że postać wychodzi z pokoju na końcu korytarza. Pisnęłam i najszybciej jak potrafiłam wybiegłam z domku. Postanowiłam nie mówić nic nikomu. To nie było potrzebne. Cały czas byłam jednak przerażona i przy każdym niespodziewanym dźwięku, podskawałam ze strachu. Kto mógłby chodzić po domu z kapturem na głowie? jego postawa bardzo mi kogoś przypominała. Starałam sie o tym zapomnieć. Śpiewaliśmy przy ognisku, tańczyliśmy i śmiali. Było cudownie. No prawie. O 24 przyjechał po nas tata i wróciłyśmy do domu. Nie wiem dlaczego, ale ciągle czułam obecność tajemniczego chłopaka(wywnioskowałam, że to chłopak po budowie ciała i sposobie chodzenia). Ciągle się odwracałam, czując, że za mną jest. Myśląc o nim, przebrałam się w piżamę i poszłyśmy wszystkie spać. Obudziłam się zlana potem. Coś mi się śniło, ale nie mogłam sobie przypomnieć co. Leżałam tam nie wiedząc co zrobić. Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć. Sięgnełam po telefon. Była 4 w nocy, czyli spałam niecałe 3 godziny. Zrezygnowałam z dalszego spania i poszłam do łazienki. Byłam cała mokra od potu, więc jak najszybciej wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kawy i dwie kanapki. Zjadłam, więc wzięłam jabłko ze stołu i wyszłam do stajni. Było jeszcze ciemno, ale wyglądało jakby lada moment miało sie to zmienić. Poszłam do boksu każdego konia i byłam w każdym przynajmniej chwile. Ostatnim boksem był boks Miss. Dałam jej ogryzek z jabłka i skierowałam się do siodlarni po sprzęt. Robiło się powoli jasno, więc postanowiłam pojeździć troche na ujeżdżalni. Wybór padł na Demona. Dawno na nim nie jeździłam, więc czas to zmienić. Męczyłam się siodłem Demona, gdy nagle zrobiło się jakoś ciemniej. Odwróciłam się i zobaczyłam tą samą postać, którą widziałam zaledwie kilka godzin wcześniej.
- Kim jesteś? Czego tutaj szukasz?! - byłam tak wystraszona, że omal nie upuściłam siodła, które trzymałam w ręku.
- Nie poznajesz mnie? - w tym momencie chłopak zdjoł kaptur.
*************************
Tamtadadam ! Kolejny rozdział gotowy. Jeśli będa jakieś błędy to dlatego, że jest juz po 23 a ja koniecznie chciałam go dzisiaj wstawić ;) Nawet mi sie podoba. Ciekawa jestem czy domyślicie się kto jest tajemniczy "prześladowcą" Agi ;3 Muahahahha .. okrutna jestem i kończe w takim miejscu :D A no i mam jeszcze jedna sprawe. Pod ostatnim rozdziałem były tylko 3 komentarze. Zasmuciło mnie to. Nie odzywacie się.. Zmieńcie to prosze ;D Jak widze tyle koemntarzy jak były przy poprzednich rozdziałach to aż chce mi sie pisać :D A teraz zmykam i czekam na komentarze ^^ Dobranoc! papa ;*

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 21.

Obudziłam się cała spocona. Wstałam i popatrzyłam na termometr.. 35°C ! Chyba oszaleje.. Podeszłam do szafy, otworzyłam drzwi i przeszukiwałam zawartość w poszukiwaniu czegoś cieńszego. W końcu wyciągnęłam niebieskie spodenki, białą koszulkę z krótkim rękawkiem i niskie trampki. Odwróciłam się i zobaczyłam, że dziewczyny też już wstały i wyglądały mniej więcej jak ja.
-Idę do łazienki, a potem może wymyślimy coś na ochłodę bo szału dostane - powiedziała Natalia, wyminęła mnie i zniknęła za drzwiami.
                                     ***
- Co robimy, bo zaraz nie wytrzymam od tego ciepła. - zrzędziła Zuza. Natalia wstała i zaczęła udawać, że myśli, bo to u niej chyba nie możliwe. Zaczęły tak chodzić w jedną i drugą stronę. Zaśmiałam się w duchu i siedząc na schodach, położyłam głowę na podłodze. Natalia tak chodziła i chodziła, aż w końcu stanęła i powiedziała.
- Wiem! Dlaczego od razu na to nie wpadłam?! Genialne. Jedziemy na rzekę, konno!
- Natalia kocham cię ! - powiedziałyśmy wspólnie z Zuzą i usiadłyśmy ze śmiechu.
- Ej dobra idziemy, bo mam dość ! - Natalia obróciła się na pięcie i z udawanym fochem i dziwnym tonem głosu, jak nie swoim, powiedziawszy to weszła do stajni. Roześmiałyśmy się ponownie i ruszyłyśmy za nią. Wyjechałyśmy tylnym wejściem i już po chwili byłyśmy w lesie. Od razu chłodniej. Przeszedł mnie zimny dreszcz, przyjemny w taką pogodę, nawet.
- Kto ostatni w rzece ten ofiara!
Dodałam łydkę i Miss galopem wjechała do wody. Woda była cudowna, tego nam było trzeba, ale zaraz! Jest idealnie, za dobrze zdecydowanie za dobrze. Zastanawiałam się nam tym, aż a końcu woda mnie orzeźwiła. Dziewczyny wciągnęły mnie do wody i byłam cała mokra.
- No ejj ! Co to miało być?!
- Przecież chciałaś się ochłodzić, a ledwo co zanurzyłaś stopy.
- O ty mendo. Pożałujesz! - Wskoczyłam z powrotem na grzbiet mojego konia i podjechałam z tyłu do Zuzy. Stanęłam na Missisipi i skoczyłam w kierunku przyjaciółki. Wpadłam na nią i razem wpadłyśmy do wody.
- A pff.. on nie było śmieszne. - powiedziała Zuza z udawanym oburzeniem. - Ej gdzie jest Prima ?
- Uciekła. Nie, chwila, czy to ona tam dalej? - uświadomiłam sobie w tym momencie, co się dzieje.
- Poczekajcie zaraz wrócę. - powiedziała Natalia i dała łydkę Zorzy, która niechętnie wyszła z wody i pogalopowała do Primy. Zwolniła i podeszła do klaczy, skubiącej delikatnie trawę. Grzecznie zaakceptowała powrót do wody i poszła za nią. Długo nam zeszło na świetnej zabawie i trzeba było wracać na obiad. Rozkiełznałyśmy konie i wypuściłyśmy je padok. Odłożyłyśmy ogłowia do siodlarni i poszłyśmy wypuścić pozostałe. Gdy cieszyły się już słońcem i świeżym powietrzem, ruszyłyśmy żwawo do domu na obiad.
- Dzisiaj wezmę dużą porcję. Jestem strasznie głodna. - oznajmiłam i weszłam do domu.
- Nie tylko ty - potwierdziły moja tezę dziewczyny.
- Hola hola? gdzie mi tu w tych mokrych gaciach? Sio na górę się przebrać! - babcia nas przyłapała i z opuszczonymi głowami skierowałyśmy się na górę.
- Jak ja wyglądam?! Głód głodem, ale trzeba jakoś wyglądać.. i pachnieć, albo chociaż nie śmierdzieć.  Skomentowała Natalia i obracając się z prędkością światła uderzając mnie przy tym włosami, wymaszerowała z pokoju i zamknęła drzwi łazienki.
- Umrę zaraz z głodu. Ruch tyłek i wyłaź -  Zuza zrzędziła Natalii pod drzwiami. Tylko my jesteśmy na tyle genialne, żeby ciągle robić coś głupiego i ryć się z tego jak idiotki. Właśnie siadałyśmy do stołu, gdy nasza wypielęgnowana przyjaciółka wyszła z łazienki. Popatrzyłyśmy na nią zdziwionym wzrokiem.
- Co tak długo? Jeszcze chwila i zeszłabym tu z głodu. -  stwierdziła Zuza, robiąc oczy zbitego pieska.
- Dobra jedzmy, bo nam tu zaraz faktycznie zejdziesz. - Wybuchnęłam śmiechem i omal nie wyplułam porcji spaghetti, które wcisnęłam sobie do ust. Po zjedzeniu ogromnego talerza posiłku, nie mogłyśmy się już ruszać, więc tylko włożyłyśmy naczynia do zmywarki i poszłyśmy na taras trochę odpocząć. Na tarasie był cień, więc zaległyśmy na fotelach z lemoniadą w ręce z zamiarem nie robienia już absolutnie niczego. Dopiero co rozłożyłam się na wygodnie, usłyszałam, że ktoś dobija się do mnie przez telefon. Zebrałam siły i poszłam do salonu to komórkę. Popatrzyłam na ekran i zobaczyłam numer.
****************
Zostawiam Was z nowym rozdziałem i mam prośbe ;)) jeśli czytasz mnie regularnie, niezależenie od tego co jaki czas dodaje rozdział i czekasz na moje posty to napisz komentarz pod postem "ja" jeśli nie masz weny na skomentowanie. Jestem ciekawa ile osób tak naprawde czyta moje opowiadanie i ilu mam czytelników. Do zobaczenia papa ^^

wtorek, 3 grudnia 2013

Uwaga !!! :D

Mam informacje. Mianowicie zrobiłam podstrone Liebster Blogger Awards ponieważ dostałam od was aż 5 nominacji i nie chciałam wam spamować kolejnymi postami. Będę tam dodawała wszystkie takie nominacje i różne takie :) Nie zabieram wam więcej czasu i Miłego Dnia Życze ;))

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 20.

Nigdy się tak nie wyspałam. Byłam pełna energii i mogłabym góry przenosić. Wzięłam bryczesy, koszule z krótkim rękawem i cieńką bluzę. Wyszłam na palcach z pokoju i skierowałam się do łazienki.
- Wstawać śpiochy ! Jedziemy w teren ! Już 10 ! - Zaczęłam pobudkę, gdy tylko wróciłam do pokoju.
- Czego się tak drzesz? - Natalia usiadła, przecierając oczy .
- Nie ma mowy. Dobranoc ! - Zuza przewróciła się na drugi bok i miała nas gdzieś.
- To co ? Wrzucimy ją do wanny czy robimy zimny prysznic tu ?
- Co ?! Już wstaje! - Zuza zerwała się na równe nogi, w biegu chwyciła ubrania i wypadła z pokoju jak oparzona.
Roześmiałyśmy się obie. To zawsze działało. Pół godziny potem byłyśmy w stajni i ubierałyśmy konie. Miałam straszną ochotę na teren. Nie było wielkiego upału, pogoda była wymarzona. Znalazłyśmy stary tor crossowy.
- Myślimy o tym samym ? - Zuza popatrzyła na nas z uśmiechem.
Nie musiałyśmy odpowiadać. Każda z nas dobrze wiedziała co to znaczy. Obejrzałyśmy tor, ustaliłyśmy kolejność i ustawiłyśmy się na mecie.
- Na trzy ! Raz.. dwa .. trzy !
Wystartowałyśmy. Jedna przeszkoda, druga, trzecia i kolejne. Tor był idealnie wymierzony. Każda przeszkoda miała idealny odstęp od kolejnej. Zakręty tak wymierzone, aby łatwo się je pokonywało. Dojeżdżałyśmy do ostatnich dwóch przeszkód. Już widziałam metę. Jechałyśmy równo, a czas jakby się zatrzymał. Dwa fule, jeden i skok. Miss, Prima i Gracja wprost latały nad przeszkodami. Kochały to. Teraz czekał nas wąski zakręt. Nie zmieścimy się - pomyślałam. Zwolnić też nie możemy. Natalia próbowała zwolnić Primę, widziałam to, ale nie dała rady. Klacz poślizgnęła się na zakręcie i Natalia wraz z nią wylądowała w krzakach. Nic im nie było, ale Prima nie chciała się uspokoić. Jak tylko się zbliżyłyśmy, uciekła. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować zobaczyłam mamę na Kaji, pędzącą za Primą.
- Proszę. Widzę, że znalazłyście mój stary tor.
- To pani tor ? - zdziwiona Natalia wsiadła na klacz.
- Tak, trenowałam tu kiedyś. Chodźcie, obiad czeka.
Mama opowiadała nam po drodze o swoich zawodach, o niejakiej Joy, która była mistrzynią. Niestety nie mogła wystartować w zawodach, do których przygotowywała się przez kilka miesięcy. Joy zachorowała i trzeba było ją uśpić. Po tym wydarzeniu wyszła za mojego tatę i przeprowadziła się do miasta. Po piętnastu latach to wróciło. Nie była jednak smutna ani przygnębiona. Dobrze wspominała te czasy.
- Mamo, a może zrobiłabyś nam trening ? Nauczyłybyśmy sie czegoś nowego.
- Nie, to zbyt niebezpieczne. To właśnie na tym zakręcie zaliczyłam najgorszy wypadek i wylądowałam w szpitalu. Nie mam mowy ! Nigdy więcej się tu nie ściągacie, nie jeździcie tu i skaczecie. Zrozumiano ?
- Tak - odpowiedziałyśmy wszystkie.
Nie wiem, co jej się stało. Tak nagle zmieniła humor. Poszłyśmy do pokoju i usiadłyśmy na łóżku.
- Co robimy? Chyba nie przesiedzimy całego dnia w domu.
Znudzone siedziałyśmy w pokoju. Patrzyłyśmy za okno, leżałyśmy na łóżku albo wpatrywałyśmy się bezsensownie w okno.
- Agnieszka, pozwól tu na moment. - zwlokłam się z łóżka, i poszłam do kuchni.
- Hmm ?
- Jadę do miasta, możecie jechać ze mną, pójdziecie sb do kina, na pizze czy co tam chcecie, wysadzę was w galerii, ok ?
- Taak ! - ucałowałam mamę w policzek i wbiegłam po schodach.
- Wstawać leniuchy ! Jedziemy do galerii.
Mama wysadziła nas w centrum i miała wrócić dopiero wieczorem.
- Uwaga nadchodzimy ! -  krzyknęłyśmy razem i otworzyłyśmy drzwi.
Na pierwszy ogień poszły sklepy odzieżowe. Zaszalałyśmy jak nigdy i wjechałyśmy wyżej do pizzeri. Jak zawsze kłótnie o to jaką wybieramy i jak zwykle wyszło na to samo. Margaritta. Myślałam, że spędzimy beztrosko czas, a jednak nie. Pojawiła się największa żmija mojej szkoły. Olivia. Przyjechała tu z Francji i się rządzi. Denerwuje chyba z pół szkoły, bo druga część panicznie się jej boi. Wkurzająca blondyneczka to ostatnie czego mi teraz potrzeba. Minęłyśmy się z nią w drzwiach. Jak zawsze muszę mieć pecha.
- Jak leziesz małpo ?!
- Patrzyłabyś gdzie leziesz to bym na ciebie nie wpadła !
- Masz jakiś problem ?!- wyskoczyła Natalia
- Nie, nie mam. Wejdź mi z oczu w tymi swoimi koleżaneczkami.
Wyszłyśmy stamtąd, a ja pomyślałam, że nigdzie nie znalazłam takich przyjaciółek Jak Natalia i Zuza.Uświadomiłam sobie, że tego właśnie było mi trzeba. Zakupów i dziewczyn. Tak po prostu. I nawet głupia blondynka tego nie zmieni.
************************
Nie ma czego komentować. Sami się wypowiecie. Podoba wam się ? Mam nadzieje. Czekam ;*



niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 19.

Rozdział 19.
Dlaczego tak jest? Dlaczego Rafał odszedł? Dlaczego? Chociaż złość już mi przeszła, nadal nie potrafiłam się wywlec spod kołdry i pokazać światu. Cóż.. Kiedyś będzie trzeba. Ale jak ja spojrzę Mateuszowi w oczy. Po tym co mu powiedziałam, żałuje, bo bardzo go uraziłam. Ale czego oczekiwał? Że się uciesze i rzucę mu się na szyje? Mam mieszane uczucia. Co mam zrobić? Zmęczona myśleniem usnęłam. Gdy się obudziłam była 8.08. Super ! Jeszcze to. Serio? Grr.. ;< Powlokłam się do łazienki, ubrałam się w bryczesy i koszulkę z napisem : Boyfriend ? No, I have a horse ! ;3. Wychodząc z domu w sztybletach świeżo wymytych wdepnęłam sobie w bagno. Zaklnęłam pod nosem i weszłam do stajni.
Lipiec.
Mateusz próbował się ze mną skontaktować, ale dał za wygraną. Nie obchodziło mnie to. Rafała nie widziałam już nigdy bo wypadku, więc miałam resztę totalnie gdzieś. Nie mogłam im tego wybaczyć. Rok szkolny miałam za sobą. Teraz tylko spałam i jeździłam konno. Powoli sytuacja z Mateuszem się uspakajała. Nie odzywaliśmy się do siebie. Zakazałam mu tego. Nie chciałam go widzieć i doskonale to wiedział. Za tydzień miały przyjechać dziewczyny. Była strasznie podekscytowana. Okazało się, że Krystian był tutaj tylko u dziadków, a na co dzień mieszka 10 km od Natalii. Z jego sprawy Natalia postanowiła się wstrzymać przed przyjazdem do mnie. Musiała się nim nacieszyć. Bla bla bla. Zuza i ja cieszyłyśmy się naszą wolnością. Chociaż.. no cóż .. to się musiało zdarzyć. Zuza się zakochała. Ciągle nawijała o Kordianie. Cóż .. takie jest życie. Nasze rozmowy na portalu społecznościowym były przepełnione rozmowami o Kordianie, a z Natalia o Krystianie. Dostawałam szału. No, ale miały czas do 9 lipca. Potem miały o nich zapomnieć i być ze mną. Zapowiadały się znakomite wakacje. Myślałam tak leżąc na łóżku. -Aga rusz dupsko i idź jeździć! Nie będziesz chyba leżała w łóżku w taki piękny dzień ! - Gadałam sama do siebie. Wstałam i poszłam do łazienki. Umyłam się, umalowałam, ubrałam i zeszłam do kuchni. Zrobiłam tosty i nalałam sobie lemoniady. W radiu leciała piosenka One Republic - All The Right Moves. Nucąc ją wyszłam z domu i poszłam do stajni. Zastałam tam babcie. Pracowała z Karatem.
- Dzień dobry babciu
- Cześć wnusiu - pocałowała mnie w policzek. - Pomożesz mi ?
- Nie umiem -  Nigdy tego nie robiłam.
- To łatwe. Po prostu trzymaj lonże i wydawaj mu polecenia. -  Kłusss ! - powiedziała babcia stanowczo. - Widzisz ? Stanowczo i głośno. - Oddała mi lonże i dawała mi kolejne wskazówki.
                                                ***
Galopowałam po otwartej ujeżdżalni. Zabrałam sobie za cel 80-centymetrową stacjonatę. Skok. Zrzutka. Jadę dalej.
-Rozluźnij się. Po co się spinasz ?! - Mama prowadziła mi trening niestety.. nie mogłam się skupić. Dlaczego? Nie wiem. Zamyśliłam się. Kosztowało mnie to pocałunek piasku.
-Hahahahaha .. jesteś cała nasz boroku ?- powiedziała Natalia. No tak. 10 lipiec. To dzisiaj.
-Tfu.. Tfu.. chrupie xd - skomentowałam. Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jak jak za wami strasznie tęskniłam! - kontynuowałam przytulając je.
- Pozwolicie, ze dokończę trening ?
- Oczywiście XD- powiedziały chórem i usiadły na walizkach.
Gdy skończyłam odprowadziłam Missisipi do boksu i rozsiodłałam. Dałam marchewkę w nagrodę i ruszyłyśmy do domu. Dziewczyny poszły się rozpakować do pokoi gościnnych, a ja wzięłam prysznic. Czekały na mnie w salonie z rodzicami i babciom. - Idziemy na spacer ? Skwar już powoli znika.
Przeszłyśmy z tyłu stajni i ruszyłyśmy na plaże przez las. Rozmawiałyśmy o wszystkim a jednocześnie o niczym. Echo naszych śmiechów rozeszło się po całym lesie. Dotarłyśmy na plaży i usiadłyśmy na piasku.
- jak tam się miewa Oscar ? Jakieś postępy ? -Zuza przerwała momentalna cisze.
- Nie wiecie ? Ahh .. no tak .. nie wiecie. Kupił go właściciel piekarni dla swojej córki. Uśpili jej konia więc postanowił kupić jej Oscara. Biedna. Przez długi czas chodziła bardzo smutna. Teraz nie widzą po za sobą świata. - popłakałam się opowiadając i to. - Jest w dobrych rękach. Lepiej nie mógł trafić.
Gdy wróciłyśmy było już ciemno. Oglądałyśmy film za filmem i świetnie się bawiłyśmy w swoim towarzystwie.
*****************
Nie podoba mi się. Nie mam weny. Wyszło mi takie nie powiem co. No ale sami uznacie. Jest trochę bezsensowny no ale cóż. Tak wyszło. Ale i tak mam nadzieje, że sie wam podobał. A ja się jaram :3 Dlaczego ? Otóż wczoraj byłam na swoim pierwszy hubertusie i było zajebiście !!! <333 Teraz sie zaczną majówki i hubertusy i żadnego juz nie przegapie. Dobranoc i Pa !

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 18.

 - Nie ma co płakać! Jedziemy do niego? - spytał Kris, przejęty, ale z zimną krwią.
- No.. no tak!
Ręce mi się trzęsły, nie mogłam racjonalnie myśleć, uparcie powstrzymywałam łzy przed spłynięciem na policzki ...
Nie rozumiem. Jak mógł być tak nieodpowiedzialny ?!Jak mógł się ścigać z tym debilem ?! Obaj tak samo głupi ! Nie dość, że ślisko to jeszcze ścigać im się zachciało! Dać chłopakom motory to zachowują się jak dzieci. Po co dał się sprowokować Mateuszowi ?! Głupki !!! - nawet się nie spostrzegłam, jak zaczęłam gadać to co myślałam. Kris ledwo co podjechał po szpital, a wyskoczyłam nie czekając na nic i pobiegłam do budynku. Zobaczyłam Mateusza siedzącego pod salą nr. 7 nie mówiąc nic przytulił mnie. Wtuliłam się najmocniej jak umiałam, a przyjaciel zrobił to samo. Po tym jak trochę uspokoiłam się po wyczerpującym biegu, miałam siły, żeby na niego nawrzeszczeć. Coś dziwnego we mnie buzowało.. i właśnie miało się uwolnić.
- Co wy wyprawiacie ?! Rozumu nie macie ?! - Darłam się na Mateusza, jak już mnie wyprosili ze szpitala, za zbyt głośne darcie się na niego.
- Wiesz w ogóle o co poszło? - mówił Mateusz ze spokojem i miłością w oczach.
- Oświeć mnie!
- No bo to było tak, że gadaliśmy sobie i on oczywiście nawijał o tobie i ja już nie wytrzymałem i mu powiedziałem, że Cię kocham.- Słuchając tego, nie mogłam w to uwierzyć. Mateusz mnie kocha? WOW! - No i on się wkurzył tak trochę bardzo, delikatnie mówiąc i powiedział, żebyśmy się ścigali o ciebie. Nie przerywaj mi !- powiedział, widząc, że otwieram usta. - No i wsiadł na motor, wystartował nas i ruszyliśmy. Gdy dojechałem do ustalonej mety jego nie było, a aż tak szybko przecież nie jechałem, żeby go zgubić. Pojechałem powoli po trasie naszych wyścigów i zobaczyłem jego motor na ulicy. Wyhamowałem i pobiegłem do niego. Wezwałem pogotowie i zrobię co będzie będzie trzeba, żeby przeżył. Podobno dzięki mnie przeżył. - powiedział Mateusz na jednym wdechu. - Przepraszam, to moja wina. - Mówił i prawie się nie rozpłakał.
- Nie mów tak. To przez jego zazdrość i chęć rywalizacji. Nie wolno Ci tak mówić!

2 tyg później.
Obudził mnie dźwięk SMSa, zwykle cichego, dzisiaj jednak głośnego niczym wybuch wulkanu. Wzięłam telefon do ręki i najpierw popatrzyłam na godzinę - 6 rano O.o. Zabije! Wiadomość - Mateusz: "Nie mogę już tego znieść. Kocham Cię i nie mogę już tego przed tobą ukrywać. Wyjrzyj przez okno ". Zastanawiałam się o co może mu chodzić, więc chwyciłam klamkę i otworzyłam okno.
- Skoro już mnie obudziłeś to poczekaj chwile, zaraz zejdę. - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie, próbując ukryć fakt, że byłam wściekła. Ubrana i odświeżona wyszłam na podwórko.
- Co się stało takiego ważnego, że zerwałeś mnie z łóżka bladym świtem?
- Musze Ci coś powiedzieć, ale będziesz zła.
- Aż się boję. - powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy. Oczekiwałam rumieńca, ale się nie pojawił.
- Bo wiesz.. -  to chyba faktycznie było ważne.
- Wiesz.. co ? - mówiłam zdenerwowana.
- Bo myśmy z tym wyścigiem z Robertem to na poważnie wzięli, a przegrany zakład go bardzo zdołował. - Słuchałam uważnie, żeby go dobrze zrozumieć i niczego nie przeoczyć. - Jest jeszcze jeden "mały' szczególik.
- Zaraz zaraz - mówiłam niby do niego, niby do siebie, nie słuchając już Mateusza wcale. - Skoro to był zakład o mnie i ty to wygrałeś, to co Robert jeszcze musiał zrobić? - mówiłam coraz bardziej bojąc się odpowiedzi i wyciągając coraz to nowsze wnioski. Nastała niezręczna cisza. Niestety wybuchłam.
- No mów że!
Jak mogłam się tak na niego wydzierać ?! Przecież on mnie kochał, starał się mi to jakoś delikatnie powiedzieć, był taki.. taki opiekuńczy i delikatny. Jak mogłam..
- To właśnie chciałem Ci powiedzieć. Przegrany musiał odejść.
Ugięły się pode mną kolana. W głowie zaczęło mi dudnieć, robiło mi się czarno przed oczami. Nabrałam wielkiej ochoty położenia się na ziemi i płakać.
- To nie prawda, to nie prawda, kłamiesz, kłamiesz. - Szeptałam, bo na nic innego nie miałam siły. Nagle poderwałam się na równe nogi. - Czekaj, co teraz będzie? Ze mną i z Robertem ? - mówiłam skołowana.
- Nic.. Nigdy więcej go nie zobaczysz. Nigdy więcej. Nigdy więcej. Nigdy więcej. - Ta myśl dudniła mi w głowie, w moim umyśle, jak najgorszy koszmar! Chciałam się gdzieś schować, zaszyć w najciemniejszy kąt jaki znałam i nigdy z tam tąd nie wychodzić. Przepłakać to wszystko. Tak długo jak będzie trzeba, tak długo aż to będzie możliwe. Dzień ? Tydzień ? Rok ? A może wieczność ? - Te wszystkie myśli przelewały mi się przez głowę. Mateusz podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę. Najgorsze co mógł zrobić.
- Nienawidzę Cię ! - tak to musiało go zaboleć. O to chodziło. Miało go zaboleć. Tak jak mnie zabolały jego słowa i to co mi zrobili. Z miłości.. - Nienawidzę Cię ! Słyszysz ! - osłupiał na te słowa. Pojedyńcza łza spłynęła po jego policzku. Odwróciłam się i pobiegłam do stajni. Bez jego odpowiedzi i reakcji wbiegłam do stajni zamykając drzwi. Weszłam do boksu Miss i się do niej przytuliłam. To był koniec.
******************************
Przepraszam ! przepraszam ! przepraszam bardzo ! ;** Ale nie miałam czasu ty wchodzić a co dopiero coś pisać. Szkoła konie szkoła konie etc. No więc same wiecie. No ale rozdział jest. Rozdział taki jak mój humor. Dlaczemu ? Nie wiem ;< Życze miłego czytania. Pa!

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 17.

Jazda zapowiadała się obiecująco. Krystian wsiadł na Primę, którą pomogła mu ubrać Natalia. Najpierw wzięłam go na lonże, a Zuzia z Natalią usiadły na piasku, dalej od nas. Dobrze mu poszło i umówiliśmy się na następny dzień.
                                                 ***
- Ej Nati !Dobrze się dogadujecie z Krystianem. Szykuje się romansik ? :D - miałyśmy z Zuzką ubaw, a to ostatnie powiedziałyśmy razem i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Ej no !Podoba mi się i lubię go no ale..
- Co ale ?! - znowu odezwał się nasz chórek. - Nie ma "ale" ! Działaj ! - Natalia wstała i podeszła do okna. Nie odzywała się, a my z Zuzią zaczęłyśmy rozmawiać.
- Szkoda mi jej ;< Chyba naprawdę się zakochała. Gdyby jeszcze on czuł to samo.
- Mam nadzieje, że tak jest.
                                                 ***
Po kilku jazdach postanowiliśmy z Krystianem, że trochę pokłusujemy. Gdy Zuzia i Natalia go zobaczyły, pękały ze śmiechu, ponieważ można było poznać, że jeździ pierwszy raz. Sama także wybuchnęłam śmiechem. Chłopak zaczerwienił się. Niestety, przez przypadek upuściłam lonże i Prima się wystraszyła. Galopowała po całej hali, a gdy Zuzia wstała i chciała chwycić ją, klacz stanęła dęba. Krystian spadł. Natalia podbiegła do niego ze łzami w oczach. Zuzia już trzymała Primę.
- Krystian ? żyjesz ? Otwórz oczy ! Proszę ! - Natalia próbowała jakoś go "obudzić"
- Zdejmij mu kask. - Natalia wykonała polecenie. Ja, biorąc go, podałam Zuzi.
- Masz. Wsiadaj na nią i pojeździj. - odjechała.
- Kris ? - zdziwiłam się. Widziałam, że gdy Natalia popatrzyła na konia i Zuzkę, Kris otworzył delikatnie oczy. Natalia błagała, żeby się obudził. Nachyliła się nad nim, aby posłuchać, czy oddycha. Kris miał inne plany. Natalia pochyliła się, a on .. pocałował ją.
- No to masz swojego księcia. Żywego xd - powiedziałam do Natki, która nie słuchała mnie, tylko nadal całowała się z Krisem. Gdy wreszcie się od siebie odkleili, Krystian wstał, chwytając ją za rękę.
- To może kończymy ? - spytał, popatrzył na mnie i roześmiał się. - Może wybierzemy się gdzieś ? We czwórkę ?
- Zuzia ?
- Ja się zgadzam.
- No to gdzie jedziemy ? - spytałam, uśmiechając się.
- Kino i pizza ? - zaproponował Kris, nie odrywając oczu od Natalii.
- No to załatwione. To ja pojadę do domu się przebrać. Wy zróbcie to samo. Będę za godzinę .
- Pa ! - krzyknęłyśmy wchodząc z Zuzką do domu. - Nati ! Chodź już ! - wcale się nie znali, a już nie mogliśmy ich od siebie oderwać.
- Idę ! - pocałowała jeszcze raz Krisa i weszłyśmy do domu. Wariatka zaczęłam skakać po kanapie i krzyczeć : Podobam mu się ! Podobam mu się ! Życie jest piękne !
                                                ***
- To co ubieramy ? - spytała podekscytowana Natalia.
- Ja ubieram yy.. ciuchy ? xd - zażartowałam.
- Bardzo śmieszne ! - krzyknęła Nati z udawanym oburzeniem.
                                                ***
Wystrojone i w wyśmienitych nastrojach jedliśmy pizze z Krisem. Śmialiśmy się, żartowali, wygłupiali, ale cóż.. nic nie może przecież wiecznie trwać. Zaczęliśmy jeść, zapadła cisza i zadzwonił mój telefon.
- Co ?! Jak to ?! Jak to się stało ?! Gdzie ?! - ta krótka rozmowa sprawiła, że wesoła atmosfera i humor całej czwórki uciekły jak powietrze z balonika. Zatkało mnie.
- Co się stało ? Coś z babcią ? Z Miss ? Aga powiedź coś - przyjaciele obsypali mnie pytaniami.
- Ra.. Ra.. Rafał jest w szpitalu ! - powiedziałam drżącym głosem, wtulając się w ramię Natki.
*********************
Oto następny rozdział ! Notatki już mi się skończyły, wiec przepisywanie się skończy ;< Nie wiem jak to będzie, bo nie wiem czy dam rade, no ale do odważnych świat należy xDDD Dobra nie pieprze już, mam nadzieje, że wam sie spodobało i komentujcie ;DD ! ;** Pa !

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 16.

 
                       Droga Ago !
                  Nie potrafiłem ci tego powiedzieć wprost i na początku wydawało
                  mi się to absurdalne, ale gdy zobaczyłem Cię z Rafałem to nie
                  mogłem wytrzymać. Po którymś razie Nie wytrzymałem i musiałem
                  wyjechać. Nie znam Cię wcale i głupio mi, ale tak Cię kocham !
                  Rozmawiałem z twoja babcią i obiecała, że powie, że mnie zwolniła.
                  Bałem się, że będziesz nieszczęśliwa po tej wiadomości. Nie
                  chciałem Cię nie niepokoić. Nie ma mnie i nie ma problemu.
                  Zostawiam Ci mojego Cruciatusa. Wiem, że dobrze się nim
                  zaopiekujesz.
                                                
                                         Zawsze kochający Cię Tomek

Nie mogłam w to uwierzyć. Bolało mnie to. Missisipi a teraz jeszcze to. Nie mogłam w to uwierzyć. Z tym jakże "wspaniałym" humorem zasnęłam, a słona łza spłynęła mi po policzku.
                                    ***
Minęły 2 tygodnie od kąd Missisipi i ja jeździłyśmy na oklep w śniegu. Teraz kara była już prawie zdrowa, operacja przeszła pomyślnie i wszystko będzie dobrze. Za tydzień mogłam już na nią wsiąść, a za dwa tygodnie.. FERIE !!! Dziewczyny miały do mnie przyjechać na całe dwa tygodnie. Odliczałyśmy dni, aż w końcu nadszedł oczekiwany dzień. Dziewczyny przyjechały w sobotę rano. ja już miałam przygotowany sprzęt. Położyłam skrzynkę ze szczotkami, a siodło i ogłowie powiesiłam na wieszaku przy boksie koni, na których zawsze jeździłyśmy. Dziewczyny przyjechały z mamą Zuśki i Natalii, które bardzo się ze sobą przyjaźniły. Przynajmniej miały siebie w drodze powrotnej. Wrzuciłyśmy torby do przedpokoju i pobiegłyśmy ubierać konie. Teren był cudowny !
- Co to za samochód ? - spytała na Natalia zdziwiona.
- Nie mam pojęcia. Choćby zobaczyć.
Wstawiłyśmy konie do boksów. Rozebrałyśmy i nakryły derkami.
- Czego tu szukasz ? - spytałam rozglądającego się po pastwiskach chłopaka.
- Ooo.. Cześć ! Jestem Krystian. -odpowiedział z uśmiechem i podał mi rękę.
- A jesteś tu w sprawie ..? - wtrąciła Natalia, jak zawsze podekscytowana nowym znajomym.
- Chciałem nauczyć się jeździć. Jest taka możliwość ?
- Niestety nie prowadzimy jazd. - powiedziałam z udawanym smutkiem. Natalia szturchnęła mnie niezauważalnie, ale bardzo wyczuwalnie łokciem, więc dodałam, ale raczej wyksztusiłam. - Ale w sumie to mogę się zgodzić. Tylko nie ma kto tych jazd prowadzić.
- A ty jeździsz konno, prawda ? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Tak. Jeżdżę. Od małego. trudno nie jeździć, mieszkając i żyjąc sąsiadując ze stajnią. - powiedziałam wrednie.
- Więc kłopot rozwiązany. Ty mnie naucz. Bardzo mi na tym zależy. Jesteś wolna ?
- Ma chłopaka ! I Bardzo kocha ! - wypaliła Zuza, a Natalia prychnęła.
- Chodziło mi, czy mógłbym mieć teraz jazdę czy nie pasuje Ci ?
- Tak wiem .. zrozumiałam i przepraszam za nią. W sumie.. - popatrzyłam pytająco na dziewczyny, ale Natalia była zajęta gapieniem się na chłopaka, ale kipiało z niej : TAAAAKK !¦ , a Zuzka przytaknęła.
- Dobra, to jakiego konia chcesz ? - nie zdążyłam dokończyć, bo Natalia przeszła do działania. Chłopak był wyraźnie nią zainteresowany. - To ja Cie oprowadzę i wybierzesz sobie. - Natalia wzięła go pod rękę i tyle ich widziałam.
- Coś mi się wydaje, że szykuje się romans - szepnęła Zuzka i wybuchnęłyśmy śmiechem. Rozbawione poszłyśmy oznajmić rodzicom co ma się wydarzyć.
- I co ? wybrałeś jakiegoś ? - spytałam, śmiejąc się.
- Nie wiem. Wszystkie są świetne.
- A co powiesz na Primę ? - powiedziałam, wskazując na bułana klacz.
- Podoba mi się ! To ja idę po kask. - powiedział i odszedł.
*****************
Pojawiła się nowa postać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Będzie jeszcze kilka rozdziałów i koniec pierwszego tomu.




sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 15.

Oscar zadomowił się w stajni na dobre. Wystawiliśmy ogłoszenie, że jest na sprzedaż, bo babcia powiedziała, że nie chce białego konia, bo brzydki. Może faktycznie. Tylko był jeden problem : "Po co komu roczny źrebak, na którym nie można jeździć? Po co komu "darmozjad" ? " W końcu padła decyzja, że Oscar zostaje i będzie sprzedany dopiero po zajeżdżeniu.
                                      ***
Wiatr rozwiewał mi włosy. Tego dnia postanowiłam spróbować jazdy na oklep. Fakt, że nie był to mój pierwszy raz, ale teraz zamierzałam zaszaleć. Ubrałam jej kantar i przypięłam dwa uwiązy,związując je razem. Wskoczyłam z trudem na grzbiet i ruszyłam na padok. Jeździłam już kilka minut i zaczęłam kłusować. Strasznie mnie wybijało. Przeszłam do stępa i położyłam głowę na zadzie. Po chwili jednak wstałam i postanowiłam zagalopować. Bałam się, ale jakoś mnie ciągnęło. Przeszłam do kłusa i zagalopowałam. W tym momencie Miss wyszła spode mnie i uderzyłam w ziemię. Nic mi się nie stało, tylko się poobijałam. Wsiadłam w powrotem i spróbowałam zagalopować. Galopowałam szaleńczo po łące,śmiejąc się. Miss miałam na sb derkę, którą dostałam na święta,a śnieg pod kopytami wcale jej nie przeszkadzał. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Mogłabym tak godzinami, ale cóż ? trzeba było wracać. Wróciłam, odstawiłam klacz do boksu i poszłam do domu. To był najlepszy teren w moim życiu. W nocy obudziło mnie rżenie. Pobiegłam do stajni i zobaczyłam Missisipi oddychającą i chrapiącą i śmiesznie kichającą.
- Halo ? babcia ? przyjdź proszę do stajni Miss dziwnie oddycha.
Po chwili babcia była w stajni.
- Zadzwoń po weterynarza
Zadzwoniłam, wzięłam derkę dla Mis i wróciłam do babci.
- A co z Tomkiem ? Przecież od tego tu jest.
- Był. Zwolniłam go dawno temu.
- Ale przecież Cruciatus nadal tu jest - powiedziałam zdziwiona
- To dobry koń, więc odkupiłam go od Tomka, który potrzebował pilnie pieniędzy.
                                                    ***
Weterynarz przyjechał i zdecydował, że Missisipi ma chore zatoki i potrzebna będzie operacja. Umówiliśmy się na jakąś tam datę, ale byłam strasznie roztrzęsiona. Poszła do pokoju odpocząć, rzuciłam sie na łóżko, a wzrok mi utkwił na kartce leżącej na oknie. Wstałam i wzięłam ją do ręki. ********************
Jestę okrutnę człowiekę ;3 Kończę w takim momencie xd Muahahahahah :D Jak myślicie ? Czego będzie dotyczyć tajemnicza kartka ? Hahahaha.. nigdy tego nie zgadniecie. Okrutna ja ! xd No cóż, o ile jutro będzie mi się chciało coś wstawić to wstawię, a no i przepraszam za długą nieobecność :< Jadę w teren, muszę się wyspać. Bye ;*
p.s. dla dociekliwych ..tak wiem ! moje bohaterka jest bardzo utalentowana ;3

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 14. + czytajcie dopisek

Otwierając tylnie wejście na teren stajni wjechaliśmy na podwórko. Zeskoczyłam z Missisipi, wzięłam line do ręki i próbowałam wprowadzić ogierka na małą, krytą ujeżdżalnię i pobiegłam do domu.
- Mamo ! tato ! babciu ! Chodźcie szybko ! Mam niespodziankę !
- Co się stało ? - spytał tata, zbiegając ze schodów przerażony
- Nic złego - odpowiedziałam zachwycona
Wszyscy wyszli i szli za mną na ujeżdżalnię, niczego nie podejrzewając.
- Tadam ! - rozłożyłam ramiona szeroko i pokazałam konia białego jak śnieg, który szaleńczo galopował przed nami.
- skąd go wyczasnęłaś ? - spytała babcia zdziwiona
- Byliśmy na przejażdżce z .. a właśnie, gdzie on jest ? - obejrzałam się po ujeżdżalni i widowni. Nagły krzyk zwrócił moja uwagę. Po ujeżdżalni galopował nadal biały źrebak, ale był na niej także.. Rafał, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Pomocy ! On mnie prześladuje ! - krzyczał przerażony
Wybuchnęliśmy śmiechem, a Rafał nadal biegał w kółko, próbując uciec przed maluchem.
- jak będziesz tak dalej uciekał to nigdy nie przestanie Cię gonić - odezwała się babcia, bo ja ze śmiechu nie dawałam rady. - On chce się bawić, więc przestań się drzeć i uciekać i pobaw się z nim.
Zatrzymał się jak wryty, a koń podszedł do niego zaczął go trącać nosem. Rafał pogłaskał go po czole, zrobił wielkie oczy i roześmiał się.
- Co z nim zrobimy ? - Odezwała się mama pierwszy raz od początku rozmowy.
- Narazie zostawmy go tutaj, a potem damy go do wolnego boksu obok Zorzy. Damy ogłoszenie może ktoś się zgłosi. - wszyscy zgodziliśmy się z babcią, że będzie to najlepsze rozwiązanie.
                                       ***
Nadszedł wieczór. Zaprowadziłam Oscara (bo tak postanowiliśmy go nazwać, by nie wołać na niego "bezimienny") do wolnego boksu. Od razy wychłeptał pół wiadra wody. Nic dziwnego, w końcu śniegiem nie da się ugasić pragnienia. Wzięłam mu wiadro z pod pyska i dolałam ciepłej wody, żeby się nie przeziębił. Nakarmiony, napojony, szczęśliwy(może) i zmęczony Oscar leżał w boksie. Przez uchylone drzwi wkradła się Dżeki i podchodząc wręczyła mi kilka mokrych całusów. Poszłyśmy do domu. Wlekąc sie po schodach, zasypiałam. Wdrapałam się na łóżko i zasnęłam.
Wstałam rano, zeszłam do kuchni i zjadłam kilka kanapek. Wypiłam kubek gorącego kakao i wróciłam sie ubrać. Schodząc z powrotem, wzięłam jabłko ze stołu, włożyłam kurtkę i wyszłam do stajni. Jabłko dałam Oscarowi na pół z Miss i poszłam po rząd do siodlarni. Ubrałam Miss i pojechałam w teren.
                                       ***
Święta, święta i po świętach. A no właśnie. Opisałam święta jako wizytę nowego konia w stajni, a nie opisałam prezentów, atmosfery i tego wszystkiego. A co do prezentów to.. dużo tego. Od babci dostałam nową kurtkę, którą ostatnio zachwycałam się na wystawie sklepowej, od rodziców derkę dla Miss i srebrną bransoletką "A ♥ M", grawerowanymi na środku. Jak co roku składania życzeń odbyło się w stajni. Złożyliśmy sobie nawzajem życzenia, a potem ja poszłam do Missisipi,dać jej derkę, babcia do Gracji, a mama i tata do Kwanta. Do pozostałych koni poszliśmy wszyscy razem. Towarzyszyło nam dużo śmiechu i dobry humor
*****************
Na początek przepraszam, że tak długo nie było notki. Nie chciało mi się. A no i byłam dzisiaj na treningu. Jechałam parkur z czego się strasznie jarałam, bo to pierwszy raz było xDD A teraz :
Kazałam czytać dopisek, albowiem
...
...
...
...
MAM DZISIAJ URODZINY !!!
Z końskich rzeczy dostałam książkę o koniach Karoliny Wengerek z jej autorskimi zdjęciami koni. Podoba mi się :) Nie przynudzam już i czekam na komentarze. Pa pa ^^

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 13.

Jazda konna weszła nam już w zwyczaj. Rafałowi spodobało się to, ja zaś cieszyłam się, że znaleźliśmy jakieś zajęcie, które oboje lubimy i nie musieliśmy z niczego rezygnować. Rafał zaczął łapać zasady i całkiem nieźle mu szło. Po kilku jazdach zaczął nawet skakać. Koperty, kopertami, ale zawsze coś.
                                        ***
Nareszcie święta. Bardzo lubię święta. Choinka, śnieg, prezenty. Niestety Rafał miał wyjechać na święta do babci i mieliśmy się nie widzieć przez 2 tygodnie. Na pożegnanie pojechaliśmy na przejażdzkę. Szaleńczy galop sprawił, ze zapomnieliśmy o wyjeździe Rafała i śmiejąc się, przemierzaliśmy łąkę pokrytą śniegiem. Nagle coś zaszeleściło w krzakach, gdy wjeżdżaliśmy do lasu. Jechałam dużo przed Rafałem, więc spanikowana pojechałam z powrotem do niego.
- Tam coś jest - wyjąkałam ze strachu, podjeżdżając najbliżej jak się da i chwyciłam go z całej siły za rękę. - Boję się !
- Uspokój się, gdzie ? - spytał odwzajemniając mój uścisk.
- okazałam mu krzaki, które znowu sie ruszały.
- Co robimy ?! spytałam ze łzami w oczach.
Prima była dość niespokojna, ale stała nadal w tym samym miejscu. Miss w odróżnieniu od niej, zaczęła głośno rżeć i stanęła dęba. Próbowałam ją jakoś uspokoić, ale na próżno. Nagle Prima ruszyła w stronę ruszających się krzaków. Wybiegł z nich bielutki źrebak.
- Jaki śliczny - powiedziałam, schodząc z Miss i oddając wodze Rafałowi. Wyciągnęłam rękę i zbliżyłam się do małego. Za każdym moim krokiem, biały cofał się.
- Daj linę - rozkazałam chłopakowi, który najwidoczniej był temu przeciwny.
- Nie znasz go. Może ci coś zrobić .
- Znam się na koniach. Daj linę. Jest przypięta do siodła. Jeśli uda mi się podejść wystarczająco blisko, zarzucę mu pętle na szyje i już mi nie ucieknie.
Wiedząc, ze ze mną nie wygra, Rafał siedział na koniu i obserwował całą sytuacje. Od źrebaka dzieliło mnie jakieś dwadzieścia metrów. Raz się żyje, pomyślałam i rzuciłam obręczą liny w jego stronę. Pudło. Młody się wystraszył i uciekł. Szybko wskoczyłam na konia.
- Jedź za nim, ja przyśpieszę i zastawie go z boku. - Rafał wyjątkowo posłusznie pojechał za białym. Galopując,słysząc stukot kopyt bez podków(konie ze stajni były podkute na 4 kopyta), kazałam Missisipi przyśpieszyć. Pojechałam na skraj lasu i stanęłam przed białym, który z rozpędu wjechał prosto przede mnie i założyłam mu linę na szyje.
- Udało się, jesteś genialny. Wracajmy do domu. Trzeba o pokazać rodzicom i babci - mówiłam, uśmiechając siś coraz szerzej przy każdym słowie. Byłam dumna z siebie i z Miss. Po małych oporach młodziak, okazał posłuszeństwo i wróciliśmy do domu.
**************
Ja o zimie, a tu taki upał ;< Roztapiam się ! Rozdział dosyć krótki, ale chyba ciekawy. Sami zresztą osądźcie. Mam nadzieje, że będzie więcej, bo pod ostatnim postem tylko 2 komentarze.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 12. cz. 2

 Umówiliśmy się z Rafałem, że będziemy na nasze spotkania wybierać zajęcia, które lubimy. Ponieważ ostatnie spotkanie było na meczu, w którym grał Rafał więc teraz moja kolej. Zaprosiłam go do siebie, a gdy pytał co będziemy robić, powiedziałam tylko że to niespodzianka.
- Cześć mała - powiedział na przywitanie i mnie przytulił - Co to za niespodzianka ? - zapytał zapytał po raz kolejny.
- Zobaczysz - zaśmiałam się, wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
- Zamknij oczy i zaczekaj tu na mnie - powiedziałam, Rafał zrobił to o co go prosiłam.
A ja poszłam po ... uwiąz.
- Daj rękę - otworzył oczy, a ja podałam mu uwiąz. Rafał popatrzył na mnie zdziwiony.
- Będziemy jeździć konno - uśmiechnęłam się - Proponuję Primę, nie sprawi Ci kłopotów. Stoi w drugim boksie od lewej. Podeszliśmy do boksów swoich koni i zaczęliśmy je czyścić. Miss stała w trzecim boksie od prawej. Więc mogliśmy pogadać przy pracy.
- Nie dam rady - powiedział załamany Rafał - Pomóż mi, proszę.
- Dasz, dasz. Chodźmy po siodła i jedziemy, a przynajmniej ja - zaśmialiśmy się.
- Aż tak źle chyba nie będzie - uśmiechnął się - chyba że dałaś mi wrednego konia.
- Prima jest doskonała dla ... początkujących - podałam mu siodło i ogłowie, a on załamał się pod tym ciężarem.
Zaśmiałam się.
- Dasz radę to zanieść ?
- Jasne to wcale nie jest ciężkie.
Ubraliśmy konie i z małą pomocą Rafał usiadł na grzbiecie Primy. 
Wyjechaliśmy na otwartą przestrzeń i zagalopowałam. Kłus nie sprawił mu większych problemów, ale z galopem było już gorzej.
- Je..ste..ś.. pe..wna.. że.. to.. do..bry.. po..mysł ? - próbował powiedzieć, ale galop go mocno wybijał i jęczał, że wszystko go boli, od klepania w siodło.
Zatrzymałam się, a on zaraz do mnie dojechał.
- Postój ? - spytał błagalnie Rafał. Widać było, że jest zmęczony.
- Ok - odpowiedziałam chichocząc po cichutku, gdy zszedł z konia i zaczął dziwnie chodzić.
- Pięknie tu - powiedział, rozglądając się.
- Racja - odpowiedziałam, przywiązując konie i odpinając popręgi.
Wziął mnie za rękę, uśmiechnął się i usiedliśmy na powalonym drzewie. Wiał chłodny, jesienny wiatr, konie parskały cicho. Było bardzo romantycznie. Niestety nic nie trwa wiecznie.
- Musimy wracać, mama kazała wrócić na siedemnastą, a z tego co pamiętam, mieliśmy spędzić dzień w siodle ?
- Co racja, to racja. Wsiadajmy.
Zapięłam popręgi i ruszyliśmy w drogę. Najpierw trochę stępa, potem kłus, a później Rafał poprosił mnie, aby stanęła i przyglądała się jego jeździe.
- Miałam nadzieję, że będzie dużo śmiechu, ale nie myślałam, że aż tyle - powiedziałam, wybuchając śmiechem.
**********************
Gdyby nie Dominika to nie wstawiłabym tego. Nie ma to jak przepisywać rozdział z kartek. Hahaha.. ten mój bałagan xd Nie przynudzam, mam nadzieje, że dobrze się czytało. Rozdział średnio mi sie podoba i na pewno to skomentujecie, więc czekam na wasze uwagi. Branoc ;>>

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdzial 12. cz. 1

Dobra, wstawie tyle ile mam, bo dawno nie było. Czy to jakis cud ?! Koniowata pochwaliła mój rozdział :O Mam sie bać, Koniowata ? xD
***************************
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Kręciło mi się w głowie. Dzisiaj szkoła. Grr ;<.
-Wstawaj córeczko - do pokoju weszła mama
-Głowa mnie strasznie boli.
-Chcesz zostać w domu ?Dzisiaj masz test z matematyki. Zawiozę cie do szkoły na 4 lekcje, a potem odbiorę, ok?
-Jasne, dziękuję, kocham Cię.
-Ja ciebie też córeczko. Prześpij się, na pewno Ci przejdzie - podeszła, ucałowała mnie w czoło i wyszła.
                            ***
Obudziłam się dwie godziny później, wzięłam prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół. Z kubkiem gorącej herbaty usiadłam na kapanie i włączyłam telewizor. Secretariat ! No właśnie. Oglądałam go ostatnio. Obejrzałam go do końca, chociaż znam go na pamięć. Mama zeszła już na dół i jadła śniadanie.
-Idź po plecak kochanie, bo się spóźnisz.
Bez słowa weszłam po schodach do swojego pokoju i zbiegłam z powrotem. Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu.
                            ***
W szkole, aż huczało od plotek. Do trzeciej klasy doszedł jakiś przystojny chłopak. Wszystkim dziewczynom się podobał, a oczywiście pierwszą osobą, z którą gadał była.. m ja. Od razu się zaprzyjaźniliśmy, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie, że mógłby mi się podobać. Byłam wyjątkiem. Gdy tylko nie byłam gdzieś z nim. Czy w bibliotece, czy na stołówce, któreś dziewczyny zagadywały do mnie jak to robię, albo czy mogłabym coś Rafałowi (bo tak miał na imię) o nich powiedzieć. Zawsze odpowiadałam, że nawet gdybym powiedziała mu o którejś z nich to nie byłoby pewne czy się z nimi umówi lub chociaż pogada. Po kilku tygodniach zaczęły chodzić plotki, że jesteśmy razem.
-Cześć.. musimy.. hahahaha - zaczęliśmy gadać to samo w tym samym czasie.
-Wiesz o.. -zaczęłam.
-Tak, wiem. - odpowiedział z uśmiechem.
-Co z tym zrobimy ?-spytałam.
-Są dwa wyjścia - uśmiechnął się - Albo ignorujemy albo ...
-Albo...? - spytałam, nie domyślając się odpowiedzi, ale prosząc w myślach, żeby to nie było nic złego.
-Albo... - pocałował mnie.
-Zdecydowanie druga opcja - zaczęłam i uśmiechnęłam się do Rafała, który stał oparty ręką nad moja głową o szafki.
Zaśmialiśmy się i wyszliśmy na korytarz, na którym osoby obecnie niczego nie przypuszczały. A jednak ! To nie był tylko mój przyjaciel. Nie byłam jednak wyjątkiem, nie byłam dziewczyną, której się nie podobał. Szalałam za nim, ale na szkolnym korytarzu postanowiliśmy być tylko przyjaciółmi. Jednak Rafał wielokrotnie się zapominał, ale ja go powstrzymywałam. Próbował mnie kilka razy pocałować. Wariat mój kochany =D!
********************
Rozdział napisałam dawno, dawno, ale jakoś nie miałam czasu wstawić :< Wstawiam więc i przepraszam. Rozdział pomieszany z moim obecnymi myślami i tym co napisałam rok temu xd Dobra.. szalona ja dodaje z nudów rozdział o 2 w nocy więc nie będę się rozpisywać xd Branoc ;***

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 11.

Byłam strasznie wystraszona, co będzie z Missisipi. Ręce mi się pociły, cała się trzęsłam.
-Mam dobrą i zła wiadomość.
-Tą zła poprosimy - wyparowałam.
Lekarz powiedział, że Kara ma chore jelita i żołądek i rozmawiał z rodzicami, co i jak trzeba robić. Nie potrafiłam się skupić na tym co mówi, byłam strasznie rozdrażniona.
-Och, zapomniałbym ! Aga- zaczął weterynarz, uśmiechając się do rodziców, a oni do niego.- Idź po swojego konia, bo zaraz umrze tam, ale z tęsknoty. - Na te słowa rzuciłam się do drzwi .
- Do końca i w lewo ! - Zawołał za mną, ale doskonale wiedziałam gdzie iść, a raczej biec.
                                                 ***
Zabraliśmy Miss do domu, a ja nie odstępowałam jej na krok. Mama zaproponowała, żebyśmy spały dzisiaj w stajni. Chętnie się na to zgodziłam. Wzięłyśmy śpiwory, gorącą herbatę i poszłyśmy. Wygłupiałyśmy się ,siedząc przy drzemiącej Missisipi. Jak ona się zmieniła od mojego przyjazdu. Miłość od pierwszego wejrzenia chyba. Ułożyłam się wygodnie i widząc, że z Karą wszystko w porządku, powoli zasnęłam.
Obudziła mnie rano, trącając cieplutkimi chrapami. Ucałowałam je, wstałam i poszłam do domu coś zjeść. Wzięłam kąpiel, przebrałam się i z dziwnie dużą dawką energii, wróciłam z powrotem .Poszłam do stajni, ale konie właśnie były karmione, więc postanowiłam, że nie będę jej przeszkadzać. Postanowiłam popracować z Demonem (kiedyś pasował do tego imienia, ale po zmianie właściciela mógłby się raczej nazywać "Pomiziasz mnie w chrapki?" albo "Przytulanka" :D). Był u nas od pewnego czasu, a właściciel pozwolił mi spędzać z nim czas jak tylko chce. Nie jeździłam jednak na nim. Zajmowałam się nim, bo właściciel przyjeżdżał do niego raz na tydzień, a koń miał dużo energii więc pracowałam z nim na lonży w wolnej chwili, przez co tracił nadmiar energii i coraz lepiej znosił siodło i wędzidło, chociaż był ujeżdżony i grzeczny. Dobrze działał na łydki był posłuszny. usiadłam w siodło i zaczęłam kręcić się w siodle. Nic. Oczekiwany efekt. Zaprowadziłam go do boksu i postanowiłam posiedzieć trochę z Karą. Poleżałam jej na grzbiecie, gdy on skubała leniwie siano.
-Czy zaszczyci mnie pani swoją obecnością i wybierze się ze mną na spacer? - Wyszeptałam do karego ucha i otworzyłam drzwi boksu. Po drodze wzięłam kantar i uwiąz i poprowadziłam klacz do tylniej bramy. Zeskoczyłam, założyłam kantar i weszłyśmy na leśną dróżkę prowadzącą do lasu. Drzewa pięknie ustrojone żółtymi, pomarańczowymi i czerwonymi barwami tworzy obraz jak z bajki. Przeszłyśmy się po lesie i wróciłyśmy do domu. Ściemniało się. Weszłam do kuchni, zrobiłam sobie herbatę i położyłam się do łóżka. Włączyłam muzykę i odcięłam się od świata. Dobrze, że się spakowałam. Grr ;< Jutro szkoła.
********************************
Rozdział krótki. Jestem dziwnie zmęczona. Napisany teraz na szybko, ale starałam się :P Cóż, zresztą sami oceńcie. Ja spadam, a wy nadal możecie zadawać pytania w poprzednim poście :) Papa ^ ^

Ta dam !! ^^

Miał być 14 jest 14 :P
ODPOWIEDZI NA WASZE PYTANIA :
Koniowata :
na jakim poziomie jeździeckim jesteś, co robisz, co zaczynasz, czego się jeszcze uczysz?
Myślę, że jestem średnio zaawansowana. Galopuje, skacze niskie co prawda, ale nie mam z tym problemów. Instruktor nie poprawia mnie albo wcale albo bardzo rzadko. Nie zaczynam nic xd Wszystko "UMIEM", że tak to określę xd
Wiktoria Z :
1. Jak bardzo kochasz konie?
Bardzo <33 bardzo bardzo xd
2. Czy kochasz też inne zwierzęta prócz koni?
Lubie wszystkie, ale żeby jakoś wyjątkowo to nie :)
3. Co byś zrobiła, gdyby konie wyginęły (lol ale mi pytanie przyszło do głowy ;D )
Nie mam pojęcia i wole sobie tego nie wyobrażać ponieważ jestem uzależniona od jazdy konnej i to tak na serio i nie mówie tego jak mała dziewczynka że uwielbiam konie a zaraz już o nich nie pamiętam.

P.S. - 700 wejść !!! Dziękuję kochani ;*
P.S.2 - pytania możecie pisać jeszcze pod postem, będę na bieżąco dopisywac odpowiedzi :)

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 10.

Niestety, podbiegłam i zobaczyłam leżącą Missisipi. Otworzone drzwi trzasnęły z okropnym hukiem. Jakiś koń zarżał niespokojnie i kopnął w ścianę boksu. Miałam to w nosie.
-Tato !!! Ratunku ! Taaaaaatoo ! -rozpłakałam się.
                                            ***
-Słyszałeś ?-przerwała- szybko biegnij do  stajni, to Aga krzyczała, to pewnie coś z Miss-krzyknęła.
-Poradzisz sobie ?
-Dam radę ! Lepiej martw się o konia !
Tata zostawił mamę przed wejściem i po chwili był już przy mnie.
-Tato ! z Missisipi jest coś nie tak ,chyba ma kolkę.
-Szybko ,idź po kantar ,musi wstać .
Przyniosłam kantar z uwiązem ,podałam je tacie ,a on dał mi .. telefon .
-Dzwoń do weterynarza .Powiedź ,że ma ostrą kolkę.
Weszłam w mrok ,musiałam się przewietrzyć .Uspokoiłam się, przestałam płakać i zadzwoniłam. Weterynarz powiedział ,że mamy nie dac jej sie położyć ,że cały czas ,aż do jego przyjazdu ma chodzić i dał mi uwiąz ,a sam poszedł do siodlarni .Samochód weterynarza podjechał na podwórko i wet zaczoł rozmawiać z mamą ,która cały czas siedziała na kurtce taty na piasku na krytej ujeżdzalni ,która dziadek zbudował parenaście lat temu ,gdy trenował konie .Poszła do niech ,a ja zostałam z klaczą .Po jakichś 20 minutach cała trójka wróciła. Tata mnie zmienił, a ja przytuliłam sie do mamy i zasnęłam ze zmęczenia. Przebudziłam sie w swoim łóżku. Była 10 rano. W tym momencie mama weszla do pokoju.
-Przepraszam, obudziłam Cię ?
-Nie, właśnie zamierzałam wstać. Dlaczego mnie nie obudziłaś do szkoły ?
-Wczoraj nie dałaś się zabrać ze stajni do 3 nad ranem. Potem usnęłaś na dobre i tata zaniósł Cię do łóżka, a sam chodził z twoim koniem do rana.
Mama mówiła, że weterynarz zabrał ją do kliniki na badania, bo zaniepokoił go fakt, że ostatnio kilka razy miała kolkę. Pocieszała mnie, że się nią zaopiekuje i, że da znać kiedy będzie coś wiedział.
-Mogę ja odwiedzić ?
-Weterynarz mówił, że musi odpoczywać i lepiej jej na razie nie odwiedzać. -powiedziała i wyszła.
Oczy same mi się zamykały, postanowiłam się jeszcze zdrzemnąć. W końcu i tak nic nie zdziałam, a jeśli potem będę mogła to muszę się wyspać. Z taką myślą w głowie, zasnęłam. Potem babcia zawołała mnie na obiad, więc zeszłam, zjadłam i poszłam do stajni, zająć się czymś, przy czym zapomniałabym o martwieniu się o Miss. Wysprzątałam boksy, przyprowadziłam konie z padoków i wracając do domu, ułożyłam się na kanapie i oglądałam TV. W pewnym momencie zadzwonił telefon.
-Halo ?
-Agnieszka ! Mam wyniki badań. Przyjedźcie proszę to wyjaśnię wam resztę.
Odłączyłam się i poszłam szukać rodziców. Nie mogłam ich znaleźć, więc zadzwoniłam do taty.
-Gdzie jesteście ? Weterynarz powiedział, ze są już wyniki i mamy je odebrać. Dobra czekam na was .Pa!
Po kwadransie siedziałam już w samochodzie i jechaliśmy do kliniki.
Podeszliśmy do recepcji i skierowano nas do gabinetu nr 4. Zapukaliśmy do drzwi i weterynarz poprosił nas do środka.
****************************************
Przepraszam, że tak długo, ale jakoś tak wyszło . Postaram się dodać jutro kolejny rozdział . Ostatnio któraś z was mówiła, że nic o mnie nie wiecie.  To zróbmy tak, napiszecie pytania w komentarzach a ja w osobnym poście napisze odpowiedzi :) Papa ! :P

piątek, 28 czerwca 2013

Wakacje ,nudy i inne pierdoły ^ ^

No więc, Wakacje !!!! :D Kto by się nie cieszył, ale .. czujecie wg te wakacje ?! Ja nie. No cóż, chyba to przeżyjemy. Jakieś końskie plany macie na te wspaniale 2 miesiące ? Ja owszem. Galopik po plaży ,półkolonie ,morze i oczywiście przyjaciele przyjaciele i jeszcze raz przyjaciele .. przeplatając oczywiście z końmi, rzecz jasna. Przyjaciele, przyjaciółki właściwie. Pisać nie umiem dzisiaj, więc pokaże wam Kaje, z którą spędzę mam nadzieje, że dużą część tych wakacji <3 Kaja - dziewczyna oczywiście, zapalona koniara również ,wspaniała dziewczyna i moja przyszywana siostra. No to przedstawiam wam MOJĄ Kaję i jej kochany ryjek. 










Na zdjęciu z jakimś puchatym maluchem .Słodziaki <3

Po za tym, to do napisania tego posta skłoniła mnie ..nuda. Odpukać, żeby było jej w te wakacje jak najmniej. Po za tym to mam złą wiadomość. Obsypie was zdjęciami. Przepraszam, ale jak zawsze zakręcona ja, dodaje zdjęcia z zimy xD Bez komentarza. Dobra to macie zdjęcia i nie zabijać mnie prosze za ta zimee.



Kucyśś z języczkiem :P

 
Buzi Buzi ^^ :*



Przysmaczek albo psikus :D



Tarancik <3



Z pozoru spokojny i niegroźny .. no właśnie, z pozoru ;//


Cieplutkie chrapki w zimny dzień .. Czego chcieć więcej. Słodziak nr 2 --> zakochałam się ♥.♥




Kaja ... dla ciebie Kryształek :]



Casino : > Idę Cię zjeść :D - Pozwalałam Ci <3



Na Deserek jako ostatnie - Tarzanko (wykonanie : Picasso)

Dziękuje, za obejrzenie zdjęć i serdecznie przepraszam za zimowy nastrój ;// Dziekuje Ci także Kaju za użyczenie zdjęć i nie moge sie już Ciebie doczekać .
Dobrej Nocki wszystkim ^^ ;*
p.s. nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział bo wyjeżdżam na wakacje


niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 9.


Dwa miesiące w gipsie. Świetnie! Gdy to usłyszałam, pomyślałam, że sobie nie poradzimy i byłam wściekła. Wściekła i cholernie przestraszona. Po dwóch tygodniach mama przyzwyczaiła się do gipsu i zaczęła chodzić bez kul. Babcia, gdziekolwiek mama się ruszyła, pilnowała jej, asekurowała i dawała rady jak ma co robić. Mama była ju widocznie zdenerwowana tym wszystkim i gdy wracałam, że szkoły, zobaczyłam ją jeżdżącą na oklep na Kwancie. Mama jeździła spokojnie i wolno, a tata, który pewnie wsadził mamę na grzbiet, stał oparty o płot z uśmiechem na ustach. Dodałam gazu i chwile potem znalazłam się na podwórku. Kwant spłoszył się na dźwięk silnika i zagalopował. Mama, iż jeździła od dziecka, nie straciła równowagi i galopowała po padoku. Tata biegał za nią pokrzykując, raz na mnie, żebym coś zrobiła, a raz na mamę, że "ten koń " zaraz ją zabije. Mama nie chcąc wywołać ataku serca u taty, przeszła do kłusa i podjechała do barierki.
-Uspokój się, nic mi nie jest. -mówiła chichocząc pod nosem, uśmiechnęła się - Cześć córeczko. Co tam w szkole ?
-Nic szczególnego. Dlaczego wsiadłaś na konia ze złamaną nogą ???
-Miałam już dość siedzenia, leżenia na kanapie i oglądania telewizji. Potrzebowałam trochę ruchu fizycznego, ale także ruchu mózgiem, jak przekonać tatę, żeby mnie wsadził na grzbiet.
Popatrzyła na tatę, potem na mnie i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Kwant wąchał gips, zdawał się jakby dopiero teraz zaczął go zauważać. Dotykając go chrapami, parskał, co wyglądało zabawnie i dawało kolejny powód, aby się śmiać. Mama zsiadła z konia i usiadła, ponieważ ja wsiadłam na Kwanta i zaczęłam kłusować. Nigdy nie jeździłam naturalnie więc bardzo mnie wybijało. Przeszłam do galopu. Rozluźniona ,wzięłam sobie za cel metrowego oksera, jeszcze z ostatniego treningu z Missisipi.
-Czy ona ..? - zaczęła mama, ale nie zdążyła dokończyć ponieważ odpowiedziałam jej swoim skokiem. Prawie co nie spadłam. Głupia, głupia ja. Galopowałam, jeszcze kilka kółek i zaczęłam rozstępowywać Kwanta. Był cały mokry. Przyprowadziłam go do stajni i wykapałam. Wprowadziłam go do boksu i poszłam przywitać się z Missisipi. Przez ostatnich kilka dni dużo jeździłyśmy, więc postanowiłam, dla odmiany, trochę się z nią pobawić. Niestety, plany legły w gruzach. Dając Missisipi jabłko widziałam ,że coś jest nie tak .Tylko co ??? Zastanawiałam się idąc do domu ,bo jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt ,że Miss nie wzięła jabłka i nie pokazywała entuzjazmu, gdy weszłam do boksu. Zawsze tryskała energią i dało się pomyśleć ,że zje mi spodnie szukając w tylniej kieszeni smakołyków, które znikały w oka mgnieniu. Zmartwiona, ze smutna miną wchodziłam po schodach.
-Co jest ? Aga ,znam ta minę. Coś się stało ?-spytał tata i chwycił mnie za rękę.
-Missisipi nie zjadła jabłka -mówiłam prawie płacząc -Co jej jest ?! To nie jest normalne -powiedziałam, rozpłakałam się na dobre i przytuliłam się do tatowego ramienia.
-Będzie dobrze -powiedział tata i przytulając mnie mocniej, pogłaskał mnie po włosach .-Chcesz do niej pójść ? Wiem jak bardzo kochasz tego konia i nie wyobrażam sobie, co byś przeżywała gdyby coś się Miss stało.
-Serio ??? Zrobisz to dla mnie ? -powiedziałam, ocierając łzy z policzków.
-Pewnie -uśmiechnął się.
Obiął mnie ramieniem i wyszliśmy, a przynajmniej byliśmy w trakcie. Mama wychyliła się zza fotela.
-Może pójdę z wami ? -spytała i puściła mi oczko - Nie mam nic do roboty i zaraz zwariuje -uśmiechnęłam się.
-Jasne, Miss na pewno zrobi się raźniej, nam zresztą też.
Wyszłam, a tata został i pomógł mamie.
Otworzyłam drzwi i usłyszałam jakiś hałas. Zostawiając otwarte drzwi z przerażeniem podbiegłam do boksu, błagając w myślach, aby nie spełniły się moje przeczucia.

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 8.

Był ciepły jesienny poranek. Jak co rano wyszłam z Dżeki na spacer. Szłyśmy wzdłuż pastwisk, przez las w pola, aż wreszcie weszłyśmy na drogę i wróciłyśmy do domu. Wchodząc do domu zagwizdałam na nią, ale nie przyszła. Nagle usłyszałam szelest liści, odwróciłam się i zobaczyłam ruszającą się stertę liści, którą mama grabiła jak wychodziłyśmy. Odrzuciłam warstwę liści, a mała wyciągnęła zadek do góry i zaczęła skakać ,warczeć i pokazywać swoje małe ząbki. w końcu usiadła i przekręciłam główkę w prawo i zapiszczała. Przez chwile patrzyłyśmy na siebie, potem wybuchnęłam śmiechem. Tarzałam się w liściach, a Dżeki po chwili namysłu zrobiła to samo. Zabawa na tym się nie skończyła. Usiadłam, próbując przestać się śmiać, ale niezbyt mi to wychodziło. Nagle coś pociągnęło mnie z tylu. Psinka uwiesiła mi się na kapturze, próbując do niego wejść. O dziwo to jej się udało. Wstałam i próbowałam ja zrzucić, ale ona ciągle gryzła i śliniła moje włosy. W końcu wróciłyśmy do punkty wyjścia. Ja obracałam się jak pies za ogonem, a ona wisiała uczepiona zębami kaptura. Zakręciło mi się w głowie i mimowolnie usiadłam, Dżeki usiadła obok mnie, ale nie na długo. Chwile potem biegała i goniła żabę. Ta psina nigdy się nie męczyła .Wreszcie mama zawołała mnie na obiad .Potem obowiązki z końmi ,praca domowa i cała sobota przeleciała, zresztą niedziela też. Rano wstałam wcześnie i poszłam na poranną mszę. Po powrocie
i wieczornym seansie filmowy położyłam się padnięta do łóżka i postanowiłam zdrzemnąć. Z godzinnej drzemki zrobiły się trzy, nic nie straciłam, bo pozostali byli w kościele, zjedli śniadanie, a obecnie babcia obierała zimowe jabłka dla koni. Rodzice piekli ciasto, a po kuchni latała mąka, jak zwykle gdy jeden chciał takie ,a drugi owakie ciasto, a trzeba im przekonać, że wychodziło to nieźle. Późnym popołudniem mama zaproponowała przejażdżkę .Zdziwiło mnie to, ale zgodziłam się, bo długo już nie jeździłam i miałam na to straszna ochotę. Osiodłałyśmy konie i w drogę. Jechałyśmy wąską dróżką i oglądałyśmy zachód słońca .
-Popatrz ,jak pięknie -powiedziałam, wpatrując się w fioletowo-pomarańczowe niebo .
-Idealna pora ,żeby się po ścigać -powiedziała mama i nie czekając na moja odpowiedź odjechała. Zawróciłam i w kilka sekund byłam już za nią. Nagle mama zniknęła za zakrętem ,usłyszałam jej krzyk, a gdy podjechałam dalej zobaczyłam Kwanta stającego dęba i mamę leżącą na ziemi. Krzyknęłam i zawołałam go. Podszedł do mnie spokojnie. Dołączył do Missisipi z której zeszłam,a która pod moją nieuwagę weszła na łąkę.
-Mamo! Wszystko dobrze ?- byłam przerażona -Boli cie coś ?
-Moja noga ! Auuu.. -wybąkała -Kwant ma w kieszeni siodła moja komórkę. Zadzwoń po babcię, niech zabierze konie do domu, a tata niech weźmie nas samochodem. Chyba złamałam nogę !-pospiesznie pobiegłam do Kwanta i zadzwoniłam do babci. Po chwili zobaczyłam babcię na Primie ,najszybszym koniu w stajni ,jej sierść błyszczała w półmroku oraz ... no właśnie Cruciatusa i dosiadającego go Tomka. Babcia zeskoczyła z konia i podeszła do nas .
-Aguniu, tata zaraz przyjedzie i zabierze was do szpitala. Jeśli noga faktycznie jest złamana musi ja natychmiast zobaczyć lekarz .-powiedziała babcia, wsiadła na Primę i łapiąc wodze Miss, dojechała do Tomka,trzymającego już Kwanta i Odjechali.
*******************
Zaraz zwarjuje ! Umieram z ciepła -,-* Jutro do koników ! Do szkoły się nie wybieram ,więc wybiore się do stajni wcześniej :D Przesiedzenie w stajni cały dzień, zawsze spoko :D a no i pytanie dnia .. zauważyłyście (bo raczej chłopaków tu nie xd) coś ciekawego w tym rozdziale ? :D ^^

wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdzial 7.

CAŁY DZIEŃ CHODZIŁAM ZŁA !!!!! Moja koleżanka kochała konie i gdy tylko przyjeżdżała do swoich dziadków ,najczęściej jak mogłyśmy i najdłużej jak sie dało jeździłyśmy w tereny , skakałyśmy na ujeżdzalni i bawiłyśmy sie z końmi .Niestety ,uszkodzone oko uniemożliwiało jej kontakt z końmi .Nie mogła
jeździć .chociaż od wypadku minęła już kilka dni .Jej mama bardzo bała się o nią ,ale przecież Emilia mogła założyć okulary przeciw słoneczne przy czyszczeniu konia ! Byłam bardzo zła na jej mamę . Wprawdzie nigdy jej nie lubiłam ,ale pomyślałam że mogłabym dać jej szanse i może okazałaby się nawet spoko .Przeliczyłam się ! Emi nawet na lekcji matematyki złamała ołówek ze złości .Niestety musiałyśmy siedzieć u dziadków Emi ,bo mama powiedziała że jakbyśmy do mnie na pewno poszłybyśmy jeździć .Jej mama nie rozumiała ,że konie dają życiu Emilii sens życia ,ale nie jest to tylko hobby z którego można tak po prostu zrezygnować .Jazda konna jest wyjątkowa ,a jeśli mama Emilii kocha ja tak bardzo jak Emi konie to powinna ja puścić .To ,ze ona żyje nie mając pasji to nie znaczy ,że Emi tez ma tak żyć ! Po szkole zdenerwowane przez kilka godzin pisałyśmy na czacie ,aż w końcu zaczęłyśmy się z tego śmiać .Skończyłyśmy ,a ja zawiesiłam wzrok na hasającym źrebaczku .Gracja
wreszcie przyjęła źrebaka ,a tak właściwie była tak wredna ,że jak tylko nie było nikogo w pobliżu to ona normalnie karmiła mała ,a jak czuwaliśmy nad nimi to ja odrzucała ,ale mała miała jednak charakter po mamie i tak długo próbowała pic mleko matki ,aż wreszcie serce jej zmiękło .Widać ,że są spokrewnione :) Przez ten cały czas Missisipi zdrowiała .Weterynarz mówił ,że to było poważniejsze niż się wydawało .Dopiero teraz mogłam na nią wsiąść .Od miesiąca ja lonżowałam ,bo bardzo się zmieniła .Niestety było tak jak przewidywał lekarz .Missisipi po tak silnych lekach zmieniła swoje zachowanie .Zapomniała ,jak się jeździ .Trudno się dziwić .Nie dawała wsadzić wędzidła i zrzucała siodło .Ujeżdżenie trzeba było zacząć od początku .Babcia ,dawała mi wskazówki ,ale chociaż bardzo się starałam ,nie mogłam założyć jej siodła .Jak tylko czuła je na grzbiecie ,stawała dęba .To było okropne .W końcu uznaliśmy ,że trzeba będzie ją czymś zająć .Dałam jej kilka smakołyków i wiadro owsa .Wędzidło już było ,więc pozostało siodło .Zajęta jedzeniem nie zauważyła ,kiedy na nią wsiadłam .Była posłuszna ,wrażliwa na łydki ,stara dobra Miss .Przyszedł czas na skoki .Bezbłędnie !
-No widzisz .Potrzebowała tylko trochę czasu i czułości. Zrozumieliśmy co trzeba zrobić i gotowe .Rozbierz ją i zafunduj jej rozluźniającą kąpiel .Tu masz szampon -powiedziała mama wręczając mi buteleczkę .
-Tylko dokładnie ,bo strasznie od niej cuchnie .-Przykazał tata,puszczając mi oczko .
wróciłam cała mokra i zziębnięta .Cała woda wylądowała na mnie ,po tym jak Miss się otrzepała. Hahaha.  Wzięłam gorącą kąpiel i wskoczyłam z książką pod kołdrę .Niedługo po tym zasnęłam .
***********
przepraszam ,ale to chyba mój najgorszy rozdział ;// Jestę hardkorę :D Mam średnią wyższa prawie o jeden stopień z każdego przedmiotu :D Jaram sie ;3 A jak tam wasze oceny ? mam nadzieje ,że dobrze ;)

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 6.

Szczęśliwa ,że wracam do domu i smutna ,że muszę się rozstać z przyjaciółkami ,siedziałam w samochodzie ze słuchawkami w uszach .Humor poprawiła mi  mała puszysta kuleczka ,którą dostała od swojej najlepszej przyjaciółki .
Obudziła się i trącała mnie mokrym noskiem .
patrzyła na dziewczynę z takim wyrazem oczy ,jakby mówiła ;"Nie martw się ,masz mnie ,teraz wszystko będzie dobrze ". Gdy Aga była u Zuzi,cała trojka spędziła trochę czasu przy szczeniaczkach ,przy zabawie z nimi .Aga wybrała sb biało-brązowo-czarną suczkę z żółtą obrączką na łapce .
Od razy spodobała się Adze .Wybrała ja spośród sześciu szczeniaków . Dżeki była jedyna ze wszystkich ,która wyglądała jak mama .Dwa z pięciu pozostałych były czarne ,w tym jeden z białym brzuszkiem .Jeden był biały,jeden brązowy a jeden w brązowo białe łatki .Gdy wróciłam okazało się ,że Missisipi jest chora .Miała kolkę i gorączkę .To była ostatnia rzecz ,której się spodziewałam .Miałam wyrzuty sumienia .To pewnie przez te nasze przejażdżki do szkoły .Gdybym nie zapomniała nalać paliwa do baku skuterka ,nic by się nie stało .Byłam załamana.Bałam się ,że Missisipi nie wróci do zdrowia ,a ja do jazdy konnej. Miałam wyrzuty sumienia ,że to moja wina . Najchętniej padłabym na łóżko i przepłakałam
cały dzień .Niestety ,jedna z klaczy wczoraj się oźrebiła ,ale nie chciała przyjąć źrebaka .Ostatnim razem ta sama klacz tez odrzuciła źrebaka ,niestety było już za późno i maleństwo zdechło .Nie możemy tym razem do tego dopuścić .Przez całą dobę ktoś  pilnował ,aby Gracja pozwoliła Amazonce pić mleko .Nie dawaliśmy za wygraną .Jeśli mała Amazonka nie mogłaby się napić ,karmiło się ja z butelki .Gracja raz za jakiś czas zmęczona ciągłym odpychaniem maleństwa ,kładła się i Amazonka mogła trochę mleka possać ,ale nie wypijała wystarczającej ilości .To co wypijała nie było nawet zbliżone do minimum .Za chwile zegar miał wybić szóstą po południu i miałam zmienić mamę .Miałam tam siedzieć kilka godzin ,aby
być wyspana do szkoły .Chciałam tam siedzieć dłużej ,ale rodzice mi zabronili .Ponieważ mama siedziała juz tam cały dzień ,a ja wróciłam wcześniej i uwijałam sie jak mogła ,aby ją zmienić .Mama była już w sypialni i zmęczona długim czuwaniem zasypiała .Mała Amazonka położyła mi
łeb na kolanach .Odetchnęłam z ulgą .Byłam zmęczona całym zabieganym życiem .Miałam chwile spokoju .Zdrzemnęłam się widząc ,że matka jest w pełni sił ,bo przy niej także trzeba czuwać .Choć wyglądało ,że nic się nie dzieje ,gracja mogła nagle gorzej się poczuć ,ale narazie ze znudzeniem
przeżuwała siano ,co jakiś czas sięgając po owies .Mała nie miała szans czegoś podjeść ,więc w mgnieniu oka usnęła .Po około godzinie przebudziłam się .Amazonka próbowała wyssać mleko z butelek ,które stało pod źłobem .Zaśmiałam się ,bo robiła przy tym dziwne "pozycje" .
Teraz siedziała na tylnych niezgrabnych nóżkach źrebięcia i przechylając łebek patrzyła na mnie .Wstałam ,wyjęłam butelkę ze skrzynki ,w której miałam jeszcze troche przysmaków dla Gracji .Chciałam dać marchewkę ,jabłko albo cukier małej , ale ona tylko to powąchała a jak juz
wzięła to do pyszczka przeżuła ostrożnie i wypluła na mnie .Tata z babcią ,którzy właśnie przechodzili zachichotali cicho ,ale i tak ich usłyszałam.
-Wnusiu ,może zabrałabyś Gracje i małą Amazonkę na padok ? Gracja nie wychodziła z boksu od 2 tygodni ,ale dzwonił weterynarz i powiedział ,że
mamy ja rozruszać ,bo dostaną lenia . Narazie mają chodzić same ,a jak przyjedzie na kontrole to powie kiedy mamy je wypuścić razem z innymi końmi.-Powiedziała babci ciągle śmiejąc się ze mnie.- Idź się przebrać a potem zabierz ja na padok .
                                                                          ***
Wzięłam uwiąz z siodlarni i poszłam po konie .Zapięłam Gracje i wyszłam z boksu ,zostawiając otwarte drzwiczki .gracja nerwowo poszła ,ciągnąc mnie na pastwisko ,bo słyszała rżenie koni .Przeszłyśmy przez całą stajnie ,bo klacz że świeżo urodzonym źrebakiem zawsze była przenoszona do pierwszego boksu ,żeby było blisko do apteczki ,domu i telefonu ,co najważniejsze .Wyszłam i obejrzałam się za siebie ,ale źrebięcia nadal nie było .Klacz także zaniepokojona jej obecnością ,zarżała głośno ,a Amazonka wygalopowała z boksu ,chwile potem przeszła do spokojnego i dystyngowanego kłusa .Otworzyłam furtkę na pastwisko i wypuściłam klacz .Ta , pokłusowała kilka metrów i zaczęła skubać .maleństwo przystanęło ,rozglądnęło się ,nabrało słyszalny wdech i galopem popędziła do matki ,a przynajmniej tak myślałam .Myślałam ,że będzie spięte i zdenerwowane
i ,że ciągle będzie się trzymać "matczynej spódnicy" ,myliłam się .Nie zauważając nawet Gracji galopowało wesoło po pastwisku ,strzelał baranki i stawało dęba ,co wyglądało śmiesznie ,bo było wtedy niewiele wyżej od klaczy .Nakarmione ,napojone zwierzaki zostawiłam na pastwisku .Mała cały czas brykała ,nie pokazując zmęczenia .Ja poszłam zagonić konie do stajni ,bo były na padoku już od rana .Potem zabrałam mamę i źrebią do stajni . Nakarmiłam konie z tatą ,ale po napełnieniu kilku boksów ,runęłam na siano .Tata zaniósł mnie do domu i dokończył robotę  .

środa, 12 czerwca 2013

Takie tam ..






To ..może teraz o konikach ,które lubie :D Jest kilka takich w stajni ,której jestem "wierna" od początku .
Uwielbiam tam spedzać czas ,wygłupiac sie z koleżankami a no i konikami :D  Najlepsze jest uciekanie prze kucysiem .w moim przypadku wygląda to megaa zabawnie xDD no więc pokaże wam nasze wariacji i koników :D
no więc tak :
Kolejne zdjęcie to Mój ukochany konik nr 1 od zawsze i forever :

♥♥♥
 a tu mój ulubiony konik nr 2. Datura !



 ♥
i inne koniki :
WTF ?! (Mistrz drugiego planu ) na zdjęciu Ksena (kasztanka) i Korsyka (ta z tyłu )



Dekada :)


Ariadna :D
tak na koniec cała nasza paczka ,czyli "idziemy na padok "
p.s.Ten post jest też dla tych ,którzy uważają ,że było by ciekawiej ,gdyby byly zdjęcia i cos po za opowiadaniem .Pozdro :*

Rozdział 5.

Tego dnia nie wzięłam już Missisipi na jazdę .Wiem ,że nie była zmęczona ,ale nie mogłam jej
tak męczyć ,zwłaszcza ,że zapowiadało się na to ,że będę musiała w najbliższym czasie jeździć
na niej do szkoły ,zostawiając ją w sąsiadujące szkole stajni ,a po szkole znowu na niej wracać .
Nie chciałam zostawiać Missisipi u nieznanych ludzi ,ale babcia zapewniała mnie ,że zna właściciela
i nie muszę się o nic martwić .Niestety ,okazało się ,że motorek nie potrzebował tylko paliwa ,ale
miał jeszcze kilka usterek .W tym tygodniu nie dostawaliśmy dużo pracy domowej ,więc mogłam spotkać się
z dziewczynami i spędzić weekend u Zuzki,bo to u niej w tym miesiącu wypadało spotkanie .Ponieważ Missisipi
była zmęczona po zawożeniu mnie do szkoły ,nie mogłabym na niej jechać do Zuzki .Oczywiście do szkoły było
 w porównaniu do domu Zuzki dużo bliżej ,więc był to kolejny powód ,dlaczego nie mogę jej zabrać .Po za tym
był by jeszcze powód z usadowieniem gdzieś Missisipi .Tata postanowił skorzystać z okazji ,wyjazdem na stare
śmieci i zabrać pozostałe rzeczy ze starego domu .Miał nocować u kuzynki mojej mamy .Mama podjęła decyzje by
zostać z babciom .Wyjechaliśmy wczesnym sobotnim rankiem .Po drodze stanęliśmy w naszej ulubionej restauracji ,
w której zawsze stawaliśmy coś zjeść gdy jechaliśmy do babci .Zjedliśmy i wyruszyliśmy dalej .Po drodze jak zawsze
najpierw było cicho ,potem każdy się rozkręcał .Śmialiśmy się ,rozmawiali ,śpiewali piosenki ,które leciały w radiu ,
aż w końcu dotarliśmy na miejsce .Było około południa .Biały duży dom Zuzy ,wyglądał miło i przytulnie .W dużym
ogrodzie za domem Zuzia bawiła się ze swoim psem i młodszym bratem .Aga zadzwoniła na dzwonek ,z którego rozległa się
wesoła melodyjka .Śmiechy zza domu ucichły .Uśmiechnięta i wesoła twarz młodej dziewczyny wychyliła się zza rogu .
-Aga ! Wchodź ,Otwarte !
Westchnęłam i z ulgą ,że wreszcie ją widzę weszłam na podwórko .Dziewczyny wesoło się uściskały i zaczęły rozmawiać .
-Mam dla cb niespodziankę .Zbliżają się twoje urodziny i mam dla cb prezent .Chodźmy !
Aga uśmiechnęła się do niej i bez słowa poszła za nią do domu ,a z domu do komórki .
-Gdy wyjechałaś ,moja suczka urodziła szczeniaki .Jeśli twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko to będziesz mogła
jednego zabrać .
-Zuzia ,dziękuje .Zawsze chciałam mieć pieska -odparłam radośnie .Pierwszy raz odzywając się od wyjazdu .
-Odkąd mam psa ,za każdym razem się nią zachwycasz .-uśmiechnęła się Zuzka i chciała coś dodać ,ale usłyszały głosy na górze .
-Natalia ! Krzyknęły radośnie dziewczyny .
Natalia miała na sobie dżinsy ,wysokie trampki ,tshirt z serduszkiem i kaszmirowy sweterek ,który wyglądał na drogi .
Natalia uściskała się z przyjaciółkami i rozmawiając poszły na górę .Miałyśmy jechać do Wesołego Miasteczka .Mama Zuzi
specjalnie z tej okazji wzięła wolne .Dziewczyny w ciągu kilku minut siedziały już w samochodzie i planowały na jakie
karuzele pójdą najpierw .W Wesołym Miasteczku ,tak jak zaplanowały ,były na wszystkich karuzelach .
Po powrocie ,po kolei poszły się kąpać ,a mama Zuzi zamówiłam im pizze .Dziewczyny były w dobrych humorach .Dobrze się bawiły .
Miały bitwę na poduchy .Zjadły pizze ,oglądały filmy ,śmiały się i wygłupiały .Po wszystkich atrakcjach były tak zmęczone ,że
zasnęły w kilka minut .Poranek spędziły wylegując się i gadając jak spędziły wakacje .Co przydarzyło im się wyjątkowego i co
najważniejsze "czy przydarzyło im się coś śmiesznego ?"Nim Agnieszka się zorientowała ,musiała już jechać ,a tata już czekał
przy bramie .Dziewczyny pożegnały się ze łzami w oczach i mocno uściskały .Każda czekała na następne spotkanie i miała
nadzieje ,że szybko nadejdzie .
***************
Mam nadzieje ,że chociaż małej części z was rozdział się spodobał . Rozdział będzie weekend albo w poniedziałek ,bo mam dużo nauki ,potem do stajni i jeszcze z przyjaciółką . Do przeczytania ,Pa. ;*

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 4.

Pisałyśmy z dziewczynami chyba ze dwie godziny ,ale potem musiałam zająć się obowiązkami domowymi .
Dziewczyny były smutne ,że będziemy się rzadziej spotykać ,ale wiedziały ,że tak będzie
lepiej dla mojej babci i dla mnie .Pożegnałyśmy się i zeszłam na dół .Trzeba było przekonać
mamę w sprawie przeprowadzki .byliśmy u babci już trzy tygodnie ,a szkoła miała się zacząć
za niecałe dwa.Trzeba było przywieść wszystko z naszego dotychczasowego domu do tego na wsi.
A ,zapomniałabym .Po przedstawieniu mamie długie listy "za" i kilku argumentów "przeciw"
uznaliśmy jednogłośnie ,że to dobry pomysł .
-Babciu ? Po co nam właściwie ten nowy stajenny ? Przecież skoro się tu przeprowadzam to
sami damy sobie rade -pytałam już babcię o to któryś raz z rzędu ,ale nadal nie potrafiłam
tego zrozumieć .
-Agnieszko -zaczęła babcia -Tomek jest młody ,silny i zna się na rzeczy .
Jeśli coś by się stało któremuś z koni ,będzie na miejscu .Zanim z miasta przyjechałby
weterynarz ,ten czas mógłby przesądzić o losie konia .Utrzymujemy się z pensjonatu
i nie możemy sobie pozwolić na stratę koni .Nie możemy ryzykować .
-Twoja stajnia ,twoja decyzja .Obiecuję ,że już o to nie zapytam i nie będę cię męczyć ,
musisz wypocząć .-Uśmiechnęłam się .
-Dziękuje .Mam nadzieje ,że się dogadacie .
-Wątpię w to .Zrobił złe wrażenie i trudno będzie mu je odbudować -odpowiedziałam .
Po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać .Kolejny tydzień był bardzo męczący .Przeprowadzka ,
załatwianie przemeblowamia i szkoły itd. Nie miałam chwili odpoczynku ,nie mówiąc już i jeździe na Missisipi .Na szczęscie po męczącym tygodniu miałam na moje nieszczęście tylko
tydzień wolnego ,który przeleciał jak z bicza strzelił .W pierwszym dniu szkoły miałam
jechać na ślicznym zielonym skuterku .Wsiadając na niego uświadomiłam sobie ,że po ostatniej
wizycie w nowej szkole zapomniałam zatankować ! Było tylko jedno wyjście .Missisipi .
Rodzice pojechali do miasta coś załatwić ,potem chyba mieli iść na zakupy ,więc nie mogli
mnie zawieść .Poprosiłam babcie ,żeby zrobiła mi śniadanie i kanapki do szkoły .
Ja musiałam osiodłać konia i zadzwonić do mamy ,aby odebrała Miss spod szkoły przy okazji ,
gdy będą wracać do domu .Gotową klacz zostawiłam przed gankiem ,a sama wpadłam do domu .
Szybko zjadła śniadanie ,wzięłam kanapki i ucałowałam babcie w policzek .Missisipi gnała przez
pole ,wesoło prychając ,rozpędzając sie coraz bardziej .Naprawdę kochała biegać i wcale się nie męczyła .Wjechałyśmy do lasu i próbowałam ja zwolnić ,ale ona wydawała się nie zwracać
na to uwagi .Wreszcie zwolniła do wolnego galopu .Przejechałyśmy przez las i znowu szalałyśmy ,
dopóki nie dojechałyśmy do miasta .Potem stępem podjechałyśmy pod szkołę ,zwracając uwage
każdego w zasięgu wzroku .Od razu wzbudziło to dyskusje na mój temat .Po chwili pojawili się
rodzice .Mama wsiadła na konia i odjechała miękkim kłusikiem ,po chwili znikając za zakrętem .
jednak wszyscy sprawiali wrażenie jakby jej nie zauważyli .Wszyscy się we mnie wpatrywali ,
co chwile przerywając jakimś komentarzem .Pozostały dzień upłynął już spokojnie , a po lekcjach
tata przyjechał po mnie samochodem .Wypytując mnie .
------------------------------
No więc wstawiam 4 rozdział ,ale nie przyzwyczajajcie się do tak częstych rozdziałów :) Normalnie będzie jeden albo 2 rozdziały na tydzień ,a no i właśnie ! W ciągu 3 dni jest 70 wyświetleń ,a komentarz 1 ! Po co mam to pisać skoro nie ma pod rozdziałem żadnego znaku życia innego niz ja ? Mam nadzieje ,że się to zmieni ! Do zobaczenia jutro przy 5 rozdziale :D

piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 3.

W sobotni poranek pojechałam z rodzicami i babcią do miasta .Mama kupiła mi bryczesy i inne takie do jazdy konnej.
Babcia uważała ,że to potrzebne .Ja miałam inne zdanie ,ale skoro tak uważała to pewnie tak było .
Pomogłam babci przy obiedzie ,a po obiedzie miałam kolejną jazdę .Ubrałam nowe bryczesy ,koszule ,buty i czapsy.
Babcia dała mi swój kapelusz ,który podobno nosiła jak była w moim wieku .
Na jeździe zaczęłam galopować i wychodziło mi to średnio .Rodzice pocieszali mnie ,że to był pierwszy raz
i że następnym razem wyjdzie mi lepiej .Mam to we krwi ,powinno mi być łatwiej .Postanowiłam że nie załamie się
tak jak po stracie Kamili. Dam rade i pokaże wszystkim ,że jestem silna .Rozebrałam Missisipi
i wypuściłam ją na padok .Byłam jednak zbyt zmęczona by dalej ćwiczyć .Poszłam do domu .
Postanowiłam się zdrzemnąć .Obudziłam się po 2 godzinach .Musiałam iść zagonić konie do stajni .
Po powrocie ,nie mogłam zasnąć ,więc obejrzałam kilka filmów i poszłam spać po północy .
Mało spałam ,wstałam wcześnie i z kanapką w ustach ,zaczęłam czyścić Missisipi .
wyjechałam na łąkę ,rozgrzałam konia i zaczęłam galopować .Od kiedy przyjechaliśmy do babci ,
nie zorientowałam się jak pokochałam Missisipi i jazdę konną .Kiedyś bałam się koni a teraz .Kocham je
i jeżdżę codziennie .Wiatr we włosach ,wschód słońca ,stukot kopyt ,czego więcej trzeba .
Po dwóch godzinach postawiłam wrócić i nie męczyć więcej Missisipi .Przecież nie mogą się domyślić że jeździłam .
Totalnie ich zaskoczę .Około 8 rano wróciłam do domu ,nakarmiłam konie ,bo chociaż dużo jeździłam
i byłam zmęczona byłam pewna że już nie zasnę .Gdy weszłam do domu ,babcie już nie spała .
-Jest nasz ranny ptaszek-powiedziała babcia z uśmiechem .
-nie mogła spać i poszłam do Missisipi a potem karmiłam konie -odparłam .
-No ,to widzę że się nie nudziłaś .-Powiedziałam tata ,wchodząc w szlafroku ze schodów .
-twoja matka w przeciwieństwie do ciebie śpi jak suseł i nie zapowiada się żeby miała
zamiar wstawać .Chyba to powietrze jej służy .Mówiła mi ,że jeszcze tak dobrze jej
się nie spało .
-Trudno się dziwić -wtrąciła babcia -To wasze miastowe powietrze źle działa na
organizm .Nie to co to na wsi .Czyste bez żadnych spalin i hałasu .-ciągnęła babcia
-Dom jest duży ,ja go sama nie utrzymam .Zwierzętami tez sama nie dam rady się zająć .
Powinniście tu zamieszkać .Myślę ,że nie wyjdzie wam to na złe ,wręcz przeciwnie .
Co wy na to ?
-Jestem za !!!-odpowiedziałam z nagłym ożywieniem w głosie i popatrzyłam proszącym
wzrokiem na tatę -przecież wiesz ,że nie chce wracać do starej szkoły .PO za tym
nic nas tam nie trzyma .Proszę tatku ,zgódź się -błagałam ,ale z jego twarzy
nie dało się niczego wyczytać .
-Kotku-odezwał się po chwili ciszy -Wiesz ,że to nie zależy tylko ode mnie .
Porozmawiam z mamą .Nic nie obiecuje ,ale według mnie to dobry pomysł .
-Dzięki ,dzięki ,dzięki !!! -krzyknęłam ze szczęścia i rzuciłam mu sie na szyję .
-Tylko pamiętaj ,nic jeszcze nie jest pewne .Wiesz ,że z twoja matką nigdy nic nie
wiadomo .Ucieszona pobiegłam na góre .Włączyłam laptop i chciałam podzielić się nowiną z Zuzką
i Natalią z którymi się bardzo zaprzyjaźniłam ,po stracie Kamili .Wspierały mnie
i zawsze mogłam na nie liczyć .trochę szkoda ,że nie będziemy się widywały tak często ,
ale nadal będziemy się spotykać na naszych "Weekendach BBF" .Co miesiąc nocowałyśmy
u innej .Babcia zaproponowała ,żebym zapraszała je na wakacje do nas na wieś .
Zapomnę o Kamili ,a jednocześnie będę mogła się z nimi widywać .Będzie tak jak chciałam.
No prawie .
---------------------------------
No więc oto kolejny rozdział :D Mam nadzieje ,że ktoś to czyta ,a jeśli tak to proszę o komentarze :) Dzisiaj tylko jeden rozdział ,bo zaraz spadam na konie ! ♥