czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 27.

Wstałam rano i powoli starałam się chodzić na bolącej nodze. Nie było tak źle. Nie bolała już prawie wcale, ale nie umiałam jej wykręcać. Lekarka obozowa kazała mi przyjść rano do siebie i obejrzeć nogę. Było jeszcze wcześnie, a Zuza jeszcze spała. Zaczęłam wykładać ubrania do szafy. Gdy skończyłam wzięłam bryczesy, skarpety i koszulkę z krótkim rękawem i poszłam się przebrać i uczesać. Byłam zmęczona, bo wczoraj po odjeździe rodziców i przydzieleniu nas do pokoi, zrobiliśmy ognisko. Siedzieliśmy prawie do północy. Opiekunowie obiecali, że pierwszy poranek dają nam się wyspać, żeby zrobić na nas dobre wrażenie. Śmialiśmy się z tego. Było cieplutko. Ubrałam sztyblety i poszłam obejrzeć okolice stajni. W domku byłyśmy z dwiema dziewczynami, które przyjechały z Gdańska. Były bardzo miłe. Pomyślałyśmy z Zuzą, że dobrze, że dostałyśmy się z takimi dziewczynami, a nie z zołzami i księżniczkami. Spacerowałam sobie powoli obok wybiegów dla koni i przyglądałam się tym, które wyglądały przez okienka. Gdy weszłam do stajni, przywitało mnie ciche rżenie kilku koni. Przeszłam przez stajnie i przyglądałam się koniom. Moja uwagę przykuła piękna, nawet nie można jej było nazwać śliczną, tylko piękną kasztanką. Miała równo ściętego irokeza i łysinę na głowie. Bardzo mi się spodobała.
- Tu jesteś. Czekałam na ciebie. Chodź, obejrzymy cię. - Strasznie się wystraszyłam. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. - Spokojnie. To tylko ja. - nastało kilka sekund ciszy. - Piękna prawda?
- Tak. Czy na niej też można jeździć na obozie?
- Tak. Ale zostaje dla grupy zaawansowanej. Jeśli chcesz na niej jeździć, musisz się postarać.
Pogłaskałam kasztankę po chrapach i wyszłam ze stajni wraz z lekarką. po obejrzeniu okazała się, że jeszcze trochę noga może mnie boleć, ale na moje szczęście mogę już jeździć. Wyszłam z gabinetu i skierowałam się na śniadanie. Szybko pochłonęłam kanapki i pobiegłam do stajni. Wypytywałam instruktora o kasztankę, aż w końcu, po dokładnym przepytaniu mnie co umiem, w jakiej jestem grupie i jak się dogaduje z końmi, pozwolił mi. Powiedział, że mam być ostrożna, bo klacz jest płochliwa i nerwowa. Pokazał mi, skąd mam wziąć siodło i ogłowie. Wyczyściłam klacz i osiodłałam. Za 15 minut miała być jazda. Byłam taka podekscytowana, że ręce mi się trzęsły i czułam, że zaraz się przewrócę. W stajni było jeszcze kilka innych dziewczyn z mojego obozu. W końcu weszłyśmy na hale. Jednym zgrabnym ruchem wskoczyłam na siodło. Dopasowałam strzemiona i czekałam na polecenia.
-Eemm.. Przepraszam?
-Tak Aga?
- Czuje się dziwnie siedząc na koniu, od którego nie znam imienia.- Popatrzyłam pytająco na instruktora, który tylko się uśmiechnoł.
- Nazywa się Dekada, ale bardziej pasuje jej Diablica. Pojeździsz to zobaczysz. - Puścił do mnie oczko(jezusie.. jak ja moge pisać coś takiego! Żygam tęczą! przepraszam.) i wrócił do tego, co robił.
Zaczęliśmy stępować konie, a instruktor ciągle się szczerzył. Dodałam łydki do kłusa, ale... zamiast kłusa "dostałam" galop! Dekada nie próżnowała. Od razu pędziła jak szalona, ale szybko ja opanowałam. Widziałam, że Bartek( zapomniałam wspomnieć, że tak ma na imię młody instruktor) uśmiechnął się pod nosem. Jak ci jeszcze pokaże, myślałam. Ze mnie się nabijać nie będziesz. Robiliśmy wolty, półwolty i ósemki. W końcu przyszedł czas na upragniony galop.
-Wyjeżdżamy narożnik i zagalopowujemy. Agnieszka, pilnuj Dekady i błagam cię pilnuj się. Masz już dość wypadków, jak na jeden dzień. Dobra jedziemy!
Zebrałam bardziej wodze, wyjechałam narożnik i zagalopowałam.
-Istna oaza spokoju! Czemu jest dla zaawansowanych? - spytałam, jadąc galopem po długiej ścianie.
- Poczekaj.. poczekaj.. poczekaj.. jeszcze chwila.. jak wjedziesz w pierwszy narożnik to się przekonasz. - Usłyszałam chichot.
- Zobaczymy - powiedziałam na głos i wjechałam w narożnik. Pilnowałam jej jak potrafiłam, wyjechała narożnik i hop. Zaczęła się jazda. Galop. Szybko, szybciej, szybciej i jeszcze szybciej. Przyśpieszyła tak bardzo, że nie mogłam wysiedzieć w siodle. Jak wyjechała z narożnika zrobiłam odruchowo półsiad, w następnym momencie jednak wróciłam w siodło i zwolniłam ją. Pędziła jak szalona, ale dałam jej się wyszaleć. Klacz najwyraźniej uwielbiała robić występy na jeździe. Gdy tylko zrozumiała, że nie boję się jej galopów, zaczęła brykać. Spokojnym galopem wyjechała narożnik i ścięła go, strzelając baranki. Wysiedziałam brykanie i galopowałam dalej. Dekada przestała się szarpać i próbować mnie zrzucić. Zganaszowana i spokojna jechała przed siebie równomiernym trzytaktowym tempem. Fakt, pędziła, ale pozwoliłam jej na to. Zmieniliśmy kierunek i było tak samo. Byłam z niej dumna. Przeszliśmy do kłusa, a Bartek, jak kazał nam do siebie mówić, ustawiał przeszkody.
- Dobrze Dekada! Chyba cię polubiła, ja ostatnio skończyłem całując piasek. Ale zobaczymy jak ci teraz pójdzie. - Teraz już zwracając się do wszystkich - Galop na prawo, ósemka w galopie, lotna i galop utrzymujemy. Jak ktoś przejdzie do kłusa to powtarza ćwiczenie 10 razy!
Dekada znowu wykonała ćwiczenie bezbłędnie. Przeszliśmy do kłusa i poklepałam klacz po szyi.
- Dobra, to skaczemy. Jedziecie każda po kolei: stacjonatę z lewej nogi, okser, skok-wyskok i okser. Wymagające, ale w końcu jesteście zaawansowana w końcu. Najpierw każdy tylko stacjonatę po 3 razy, potem kolejne przeszkody, jak skończycie na drugim okserze, jedziecie parkur według kolejności i koniec. Zaczynamy. - Wysłuchałyśmy go uważnie i zaczęłyśmy skakać. Dekada strasznie pędziła na przeszkody. Widać, że to kochała. Pasowałyśmy do siebie idealnie. Była węższa od Missisipi, ale szybko się przyzwyczaiłam. Gdy skończyłyśmy Bartek kazał nam rozstępować konie, a sam gdzie wyszedł. Kasztanka była cała mokra. Po 10 minutach wrócił z siwym koniem. Był piękny i wysoki. Pozwolił nam zejść z koni, rozsiodłać i wziąć na myjkę. Potem poszłyśmy do opiekunów, a resztę dnia spędziliśmy na basenie. Wróciliśmy chwile przed czasem ciszy nocnej. Wzięłam jeszcze prysznic i położyliśmy się spać. Po kilku sekundach w domkach słychać było to głuchą cisze. Nigdy w życiu chyba nie byłam tak zmęczona.
******
Długi rozdział. Jejku.. jak ja go długo pisałam. Chyba ze 4 godziny :O Masakra XD Ale mam dzisiaj zły i dobry humor jednocześnie. Po pierwsze na wfie popisywałam się, że umiem zrobić gwiazdę, bo nikt nie umiał hahahahahah :D a po drugie mam zły humor, ale nie wiem dlaczego. Poprostu.. oblała mnie fala złości. A co do rozdziału, to mam juz pomysł, jak zakończę obóz Agnieszki. Będzie genialny hahha.. przepraszam. Wena mnie naszła.. Ehh.. powodzenia przy czytaniu i mam nadzieje, że się podoba. Piszcie opinie prosze !! ;** Dobrej nocki.