wtorek, 18 listopada 2014

Powrót ♥

Cześć Kochani!
Jak mnie tu dawno nie było, ja nie mogę. Masakra. Przepraszam Was. Nie żyjemy tylko blogiem, niestety. Szkoła, szkoła, szkoła. Powiedziałabym coś więcej, ale cenzura. Wiem, że nie będzie już tyle czytelników, ile wcześniej, ale przepraszam was jeszcze raz, i obiecuję, że rozdziału będę dodawać raz na tydzień, albo na 2 tygodnie. Niestety, kiedyś było więcej, ale LICEUM! Ludzie.. Musze Wam wszystko opowiedzieć. Ostatni post był w.. maju! A jest listopad :// (Przepraszam za emotke, ale no.. musiałam.) Wakacje minęły, stajnia prawie codziennie mnie widziała, hehe. No więc co się u mnie zmieniło? Interesuje Was to? O ile w ogóle ma jeszcze kogo interesować. No więc: skończyłam gimnazjum! Alleluja :D Ale teraz Liiceum. Więcej nauki, trudniejszy materiał, no i niezbędne.. pierwsze zagrożenia xDD Jestem głupia. Nic nie poradzę.. Do kujonów nie należę. O liceum powiem wam jedno, najważniejsze!
.
.
.
.
.

Kocham moją klasę ♥ ! Są najlepsi <3
.
.
.
.
A zastanawiacie się może jaką klase wybrałam? Zgadujcie ^^
(przepraszam za emotki, niestety bez nich nie umiem pisać, no cóż, ale to nie rozdział, więc mam nadzieje, że przymkniecie oko ;) )
 .
.
.
Rozdział pojawi się jak tylko znajde chwile, krótki będzie zapewne, bo muszę ogarnąć caaaaałyy dotychczasowy materiał, bo go - przepraszam - ale nie pamiętam. No to ja się z Wami żegnam, zgadujcie jaką klasą wybrałam. Jeśli ktoś zgadnie do jakiej klasy chodze (humanistyczna, europejska, biol-chem, mat-inf, mat-ang), to powiem, dlaczego tak bardzo ją kocham <3 Ciao! ;*

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 27.

Wstałam rano i powoli starałam się chodzić na bolącej nodze. Nie było tak źle. Nie bolała już prawie wcale, ale nie umiałam jej wykręcać. Lekarka obozowa kazała mi przyjść rano do siebie i obejrzeć nogę. Było jeszcze wcześnie, a Zuza jeszcze spała. Zaczęłam wykładać ubrania do szafy. Gdy skończyłam wzięłam bryczesy, skarpety i koszulkę z krótkim rękawem i poszłam się przebrać i uczesać. Byłam zmęczona, bo wczoraj po odjeździe rodziców i przydzieleniu nas do pokoi, zrobiliśmy ognisko. Siedzieliśmy prawie do północy. Opiekunowie obiecali, że pierwszy poranek dają nam się wyspać, żeby zrobić na nas dobre wrażenie. Śmialiśmy się z tego. Było cieplutko. Ubrałam sztyblety i poszłam obejrzeć okolice stajni. W domku byłyśmy z dwiema dziewczynami, które przyjechały z Gdańska. Były bardzo miłe. Pomyślałyśmy z Zuzą, że dobrze, że dostałyśmy się z takimi dziewczynami, a nie z zołzami i księżniczkami. Spacerowałam sobie powoli obok wybiegów dla koni i przyglądałam się tym, które wyglądały przez okienka. Gdy weszłam do stajni, przywitało mnie ciche rżenie kilku koni. Przeszłam przez stajnie i przyglądałam się koniom. Moja uwagę przykuła piękna, nawet nie można jej było nazwać śliczną, tylko piękną kasztanką. Miała równo ściętego irokeza i łysinę na głowie. Bardzo mi się spodobała.
- Tu jesteś. Czekałam na ciebie. Chodź, obejrzymy cię. - Strasznie się wystraszyłam. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. - Spokojnie. To tylko ja. - nastało kilka sekund ciszy. - Piękna prawda?
- Tak. Czy na niej też można jeździć na obozie?
- Tak. Ale zostaje dla grupy zaawansowanej. Jeśli chcesz na niej jeździć, musisz się postarać.
Pogłaskałam kasztankę po chrapach i wyszłam ze stajni wraz z lekarką. po obejrzeniu okazała się, że jeszcze trochę noga może mnie boleć, ale na moje szczęście mogę już jeździć. Wyszłam z gabinetu i skierowałam się na śniadanie. Szybko pochłonęłam kanapki i pobiegłam do stajni. Wypytywałam instruktora o kasztankę, aż w końcu, po dokładnym przepytaniu mnie co umiem, w jakiej jestem grupie i jak się dogaduje z końmi, pozwolił mi. Powiedział, że mam być ostrożna, bo klacz jest płochliwa i nerwowa. Pokazał mi, skąd mam wziąć siodło i ogłowie. Wyczyściłam klacz i osiodłałam. Za 15 minut miała być jazda. Byłam taka podekscytowana, że ręce mi się trzęsły i czułam, że zaraz się przewrócę. W stajni było jeszcze kilka innych dziewczyn z mojego obozu. W końcu weszłyśmy na hale. Jednym zgrabnym ruchem wskoczyłam na siodło. Dopasowałam strzemiona i czekałam na polecenia.
-Eemm.. Przepraszam?
-Tak Aga?
- Czuje się dziwnie siedząc na koniu, od którego nie znam imienia.- Popatrzyłam pytająco na instruktora, który tylko się uśmiechnoł.
- Nazywa się Dekada, ale bardziej pasuje jej Diablica. Pojeździsz to zobaczysz. - Puścił do mnie oczko(jezusie.. jak ja moge pisać coś takiego! Żygam tęczą! przepraszam.) i wrócił do tego, co robił.
Zaczęliśmy stępować konie, a instruktor ciągle się szczerzył. Dodałam łydki do kłusa, ale... zamiast kłusa "dostałam" galop! Dekada nie próżnowała. Od razu pędziła jak szalona, ale szybko ja opanowałam. Widziałam, że Bartek( zapomniałam wspomnieć, że tak ma na imię młody instruktor) uśmiechnął się pod nosem. Jak ci jeszcze pokaże, myślałam. Ze mnie się nabijać nie będziesz. Robiliśmy wolty, półwolty i ósemki. W końcu przyszedł czas na upragniony galop.
-Wyjeżdżamy narożnik i zagalopowujemy. Agnieszka, pilnuj Dekady i błagam cię pilnuj się. Masz już dość wypadków, jak na jeden dzień. Dobra jedziemy!
Zebrałam bardziej wodze, wyjechałam narożnik i zagalopowałam.
-Istna oaza spokoju! Czemu jest dla zaawansowanych? - spytałam, jadąc galopem po długiej ścianie.
- Poczekaj.. poczekaj.. poczekaj.. jeszcze chwila.. jak wjedziesz w pierwszy narożnik to się przekonasz. - Usłyszałam chichot.
- Zobaczymy - powiedziałam na głos i wjechałam w narożnik. Pilnowałam jej jak potrafiłam, wyjechała narożnik i hop. Zaczęła się jazda. Galop. Szybko, szybciej, szybciej i jeszcze szybciej. Przyśpieszyła tak bardzo, że nie mogłam wysiedzieć w siodle. Jak wyjechała z narożnika zrobiłam odruchowo półsiad, w następnym momencie jednak wróciłam w siodło i zwolniłam ją. Pędziła jak szalona, ale dałam jej się wyszaleć. Klacz najwyraźniej uwielbiała robić występy na jeździe. Gdy tylko zrozumiała, że nie boję się jej galopów, zaczęła brykać. Spokojnym galopem wyjechała narożnik i ścięła go, strzelając baranki. Wysiedziałam brykanie i galopowałam dalej. Dekada przestała się szarpać i próbować mnie zrzucić. Zganaszowana i spokojna jechała przed siebie równomiernym trzytaktowym tempem. Fakt, pędziła, ale pozwoliłam jej na to. Zmieniliśmy kierunek i było tak samo. Byłam z niej dumna. Przeszliśmy do kłusa, a Bartek, jak kazał nam do siebie mówić, ustawiał przeszkody.
- Dobrze Dekada! Chyba cię polubiła, ja ostatnio skończyłem całując piasek. Ale zobaczymy jak ci teraz pójdzie. - Teraz już zwracając się do wszystkich - Galop na prawo, ósemka w galopie, lotna i galop utrzymujemy. Jak ktoś przejdzie do kłusa to powtarza ćwiczenie 10 razy!
Dekada znowu wykonała ćwiczenie bezbłędnie. Przeszliśmy do kłusa i poklepałam klacz po szyi.
- Dobra, to skaczemy. Jedziecie każda po kolei: stacjonatę z lewej nogi, okser, skok-wyskok i okser. Wymagające, ale w końcu jesteście zaawansowana w końcu. Najpierw każdy tylko stacjonatę po 3 razy, potem kolejne przeszkody, jak skończycie na drugim okserze, jedziecie parkur według kolejności i koniec. Zaczynamy. - Wysłuchałyśmy go uważnie i zaczęłyśmy skakać. Dekada strasznie pędziła na przeszkody. Widać, że to kochała. Pasowałyśmy do siebie idealnie. Była węższa od Missisipi, ale szybko się przyzwyczaiłam. Gdy skończyłyśmy Bartek kazał nam rozstępować konie, a sam gdzie wyszedł. Kasztanka była cała mokra. Po 10 minutach wrócił z siwym koniem. Był piękny i wysoki. Pozwolił nam zejść z koni, rozsiodłać i wziąć na myjkę. Potem poszłyśmy do opiekunów, a resztę dnia spędziliśmy na basenie. Wróciliśmy chwile przed czasem ciszy nocnej. Wzięłam jeszcze prysznic i położyliśmy się spać. Po kilku sekundach w domkach słychać było to głuchą cisze. Nigdy w życiu chyba nie byłam tak zmęczona.
******
Długi rozdział. Jejku.. jak ja go długo pisałam. Chyba ze 4 godziny :O Masakra XD Ale mam dzisiaj zły i dobry humor jednocześnie. Po pierwsze na wfie popisywałam się, że umiem zrobić gwiazdę, bo nikt nie umiał hahahahahah :D a po drugie mam zły humor, ale nie wiem dlaczego. Poprostu.. oblała mnie fala złości. A co do rozdziału, to mam juz pomysł, jak zakończę obóz Agnieszki. Będzie genialny hahha.. przepraszam. Wena mnie naszła.. Ehh.. powodzenia przy czytaniu i mam nadzieje, że się podoba. Piszcie opinie prosze !! ;** Dobrej nocki.

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 26.



Siedziałam właśnie przed komputerem, kiedy na ekran wyskoczyła mi reklama obozu jeździeckiego. Zaskoczona, tym, że pierwszy raz widzę, jakąś sensowną reklamę, kliknęłam w reklamę i weszłam na stronę. Było super! Od razu chciałam się zapisać. Po obejrzeniu oferty,  zbiegłam na dół i zaczęłam szybko opowiadać rodzicom o obozie. Zgodzili się.  Szybko pobiegłam do pokoju i zadzwoniłam do Zuzy. Był już 3 sierpień i miałyśmy mało czasu. Pogadałam chwile z Zuzą, która poszła porozmawiać z rodzicami. Rozłączyłam się i czekałam z niecierpliwością na znak.  Odwróciłam się z powrotem do laptopa i zalogowałam się na facebook’a.  Pisałam ze znajomymi ze szkoły, gdy nagle dostałam wiadomość od Zuzy : JEDZIEMY <3 ! Cieszyłam się jak głupia. Cała „chodziłam” ze szczęścia. Wysłałam Zuzie linka z obozem i jednogłośnie wybrałyśmy termin turnus 10.08- 23.08. Wzięłam do ręki telefon i wycykałam numer do recepcji ośrodka.
- Dzień dobry. Chciałabym zapisać się na obóz. Czy są jeszcze miejsca?
- Witam. Mamy tylko 2 ostatnie miejsca na 10 sierpnia.
-Uff. Idealnie! Właśnie na ten termin chciałabym się zapisać. Ja i moja przyjaciółka.
-Oczywiście. Serdecznie zapraszam. Już was zapisuje.  – Facet, który ze mną rozmawiał, był bardzo miły i miał przyjemny głos. Pytał mnie jeszcze o kilka rzeczy. Po podaniu mu nazwisk, grzecznie podziękowałam i skończyłam rozmowę. Odpisałam Zuzie, aby wypełniła i wysłała formularz. Po 10 minutach formularze były wysłane, a my obgadywałyśmy co będzie robić, jakie konie weźmiemy i jak świetnie będziemy się bawić.
********* 10 dni później ***********
- Agnieszka wyjeżdżamy! Masz wszystko? Dlaczego te buty tu jeszcze stoją?! Aga!
Byłam tak podekscytowana, że o mało zapomniałabym bryczesów i sztybletów. Z odsieczą przyszła mi mama i pomogła zapakować potrzebne rzeczy. O 12 mieliśmy być na zbiórce, czekały nas 2h jazdy a była już 11.50. Błagam, żeby tylko nie było korków. Błagam! Ze łzami w oczach, widząc na zegarku 13.58, wybiegłam z samochodu i już miałam pobiec do grupy która stała przy recepcji, ale.. Kurcze! Potknęłam się o kamienie, którymi wysypany był podjazd. Wyrżnęłam jak długa na ziemi. Już chciałam się podnieść, ale ból mi nie pozwolił. Bolała mnie kostka. Tata pomógł mi wstać i oboje z mamą zaczęli trochę chichotać. To było może trochę śmieszne, ale nie widziałam na razie nic zabawnego w tym, bo właśnie zaczynałam obóz jeździecki. Byłam na siebie strasznie zła. Nagle usłyszałam głos. Młody głos. Facet. Błagam, żeby nie był przystojny. Błagam, żeby nic z tego nie wyszło skomplikowanego. Fajnie by było. Obejrzałam się i .. ciacho jakiś mało(miałam ogromna chęć wstawić tu niezadowoloną emotikonkę, ale to miałoby konsekwencje negatywne jak sądzę). Trafiłam do sali lekarskiej, gdzie lekarz nie zdiagnozował żadnego poważnego urazu. Personel ośrodka został powiadomiony o moim wypadku i postanowiono, że nie wezmę dzisiaj udziału w jazdach naborowych do grup. Ulżyło mi. Nic mi nie było i nic mi nie przepadło. Jutro będę mogła już normalnie chodzić i jeździć. Dobrze, że wszystko ułożyło się po mojej myśli. No.. mam nadzieje, że wszystko. Miałam dziwne przeczucie, że ten obóz, będzie miał po części jakiś wpływ na moje dalsze życie.
**************
O matko. Przepraszam, że tak dawno mnie nie było. Ale nie miałam czasu.

środa, 19 marca 2014

Rozdział 25.

Heloł! Czy mnie oczy nie mylą?! Czy wy się dobrze czujecie?! Przeglądam sobie zakładki z blogami, a tu notka tylko na jednym blogu. Z dziesięciu! Ludzie 1/10! Świat schodzi na psy, albo jeszcze niżej -,-! Ja nie będę taka i zrobię wam rozdział. Oto moje wypociny..

*********************
Nie umiem już tego wytrzymać.  Nie mogę, jaki upał. Jeju, nie wytrzymam już tego. W taki upał jeszcze nie jeździłam. Masakra. Była dopiero 8 a ja już ociekałam potem. Straciłam jakoś humor od tego gorąca. Zawróciłam Misssisipi, która nagrzała się już strasznie mocno przez swoją prawie czarna sierść. Zagalopowałam i postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu i coś ze sobą zrobić. Nie chciałam męczyć, ani siebie ani klaczy. Pogalopowałam do domu i rozsiodłałam klacz. W taką pogodę przydaje się pastwisko z bajorkiem, gdzie konie mogą trochę ochłodzić się w płytkiej wodzie. Wypuściłam ją więc na ową łąkę i poszłam do domu. Poszłam do pokoju, wzięłam do ręki komórkę i wybrałam numer.
- Halo? Aga? Czemu dzwonisz tak wcześnie? - odebrała zaspana Marcela. Zapomniałam, że inni ludzie o 8.30 jeszcze śpią.
- Obudziłam cię? Przepraszam! Wynagrodzę ci to. Pojedziemy na basen, zgoda?
- Dobra. Spotkamy się pod "Fantazją" o 9.00?
- Super! Do zobaczenia!
Odłożyłam telefon i rzuciłam go na łóżko. Włożyłam na siebie niebiesko-białe bikini z czerwoną kotwicą na staniku. O 8.50 wsiadłam na rower i w samych dżinsowych szortach pojechałam w stronę basenu. Spędziłyśmy na basenie cały dzień. Świetnie się bawiłyśmy.
- Marcela?
- Mhm?
- Może chcesz dzisiaj u mnie spać?
- To już twój drugi świetny pomysł dzisiaj. Oby tak dalej!
Wsiadłyśmy na rowery i po 10 minutach jazdy przez las byłyśmy w domu.
- Będziesz bardzo zła, jeśli ci powiem, że muszę jeszcze nakarmić konie?
- Nie no co ty! Chętnie ci pomogę.
- Ok.
Poszłyśmy do stajni i w trymiga nakarmiłyśmy wszystkie konie.  Te, które były jeszcze były na pastwisku schowałyśmy do stajni i poszłyśmy coś jeść.
-Aga, może pokazałabyś mi jak jeździsz? Nigdy cię nie widziałam na koniu. No.. oprócz tego razu jak przyjechałaś na Miss do szkoły. Wybuchłyśmy śmiechem. Pozmywałam talerze po kolacji i poszłyśmy do stajni. Wyczyściłyśmy Miss i Pianissimę - gniadą klacz śląską z piękną latarnią na łbie. Założyłam im ogłowia i dosłownie "wsadziłam" Marcele na klacz. Jeździłyśmy na oklep. Marcela ze śmiechu przeleciała na drugą strony Pianissymy. Wsiadła po raz drugi i zaczęłyśmy stępować. Ja zaczęłam kłus i galop a ona tylko stępowała. Dobrze się bawiłyśmy. Jeździłyśmy po otwartej ujeżdżalni, ale na szczęście nie było już upału. Zagalopowałam i po 2 kółkach galopu najechałam na krzyżaka. Przejechałam dalszy ciąg parkuru, a potem powtórzyłam go jeszcze 3 razy. Rozstępowałam Miss i skończyłyśmy jeździć.



czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 24.

No i pojechały. Trzeba będzie zrobić coś z resztą wakacji. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Ocknęłam się i spojrzałam na zegarek. Była 5.42. Usiadłam na łóżku i spojrzałam za okno. Ledwie świta. Wstałam i postanowiłam wybrać się w poranny teren. Nie jest jeszcze tak gorąco jak później więc będzie się milej jeździło. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Wyjęłam bryczesy i koszulkę na ramiączkach. Szybko się przebrałam i zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kanapkę i wzięłam jabłko. Idąc, rozmyślałam. Sama nawet nie wiem o czym. Weszłam do stajni i przywitały mnie chrapiące konie. Śpiochy kochane. Żal aż je budzić. No, ale cóż.. Na pocieszenie będzie jedzenie. Zabrałam się za karmienie. Skończyłam i poszłam do siodlarni. Wzięłam telefon i zobaczyłam godzine. Była 6.30. Wzięłam z wieszaka ogłowie, które wczoraj wyczyściłam i ruszyłam do bosku Missisipi. Klacz właśnie kończyła jeść.
- Hej kochana. - Ucałowałam ją w czoło - Może mały teren, na dobre rozpoczęcie dnia?
Klacz potrząsnęła głową. Wcale nie takie głupie jakby się mogło mi kiedyś wydawać. I pomyśleć, że jeszcze 2 lata temu wyśmiałabym kogoś jeżdżącego konno. Wyczyściłam klaczy sierść i kopyta, a ona tylko patrzyła na mnie swoimi mądrymi, czarnymi oczami i przeszukiwała kieszenie w poszukiwaniu smakołyków.
- O nie. Smakołyki dopiero po jeździe. Uśmiechnęłam się i dałam jej smaczka o smaku owoców leśnych. Miały cudowny zapach. Wyszłam tylko po kask i zabrałam jednak siodło. Szybko zapięłam popręg i przejechałam ręką po pięknym materiale czapraka. Był on z miękkiego, błękitnego materiału, idealnie komponując się ze skarogniadą maścią klaczy. Miały u dołu wyszyte serduszko i napis " Przegonić wiatr". Kupiłam go ostatnio w sklepie jeździeckim, gdy kupowaliśmy Miss nowe ogłowie i ochraniacze pod kolor. Ochraniacze sobie jednak darowałam. Wskoczyłam w siodło i wyjechałam na droge prowadzącą do lasu.
************
Muahahhahaha .. Żebyście jednak o mnie nie zapomnieli, postanowiłam udostępnić wam krótki rozdział. Jest późno, a mnie w weekend nie ma. Potem bym zapomniała i byłaby kicha. Zaskoczone? też was kocham <3 Proszę, zostawiajcie jakieś komentarze. Nawet proste " fajne". Zależy mi na tym i bardzo mnie to motywuje. Idę spać bo nie wstane. Czekam na komentarze z waszą reakcją na widok nowego rozdziału. Nie moge się doczekać. Mam jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu, chociaż jeszcze o tym nie wiem xd Dobrej nocki ;**
P.S. Wybaczcie mi, że nie komentuje waszych blogów. Staram się, ale rzadko mam czas nawet czytać wasze blogi. Możecie zostawiać tu linki do nich. Postaram się zajrzeć.

czwartek, 30 stycznia 2014

Jestem .. albo nie..

Na szczęście lub nieszczęście zawieszam bloga. Nie mam ochoty go pisać i postanowiłam nie robić Wam nadziei na kolejne rozdziały. Zawieszam na czas nieokreślony. 50% szans, że na zawsze. Nie mam weny i ochoty. Może mi wybaczycie. Wasze wejścia na bloga na pewno się mega zmiejszą ale trudno. To ma być pisane z chęcią, a nie z musu. Przepraszam ;< Jeee!!! Możecie świętować.. Nie będe Wam zajmować czasu moimi bzdurami. Buźki ;**

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 23.

Co on tutaj robił? Nie wpadłam na to, że to mógł być on. Zamurowało mnie. Naprawdę się go nie spodziewałam. Stałam tak wpatrując się w niego, gdy on znowu się odezwał, a ja miałam mieszane uczucia co do niego.
- Tęskniłaś? Mam nadzieje, że tak.
- Czemu wróciłeś? Albo nie wróciłeś?
- To zależy.
- Możesz jaśniej? Od czego zależy? I radze odpowiadać normalnie, bo będzie z tobą źle. - mówiłam i powoli zagotowywała się we mnie woda.
- Do ciebie przyjechałem. Nie było mnie i miałaś czas do namysłu.
- Aaa.. o liścik ci chodzi? Nagle postanowiłeś spojrzeć mi w oczy i powiedzieć co czujesz? Szybki jesteś, nie ma co. - mówiłam z oburzeniem w głosie. Byłam cholernie ciekawa jego reakcji.
- Aga, ja wiem. Przepraszam! Popełniłem błąd, ale ja cię kocham i ciągle o tobie myśle. Nie moge przestać rozumiesz?! Co mam zrobić, bo nie cofnę się przed absolutnie niczym, żebyś dała mi tą jedną szanse.
- Co ja ci mam powiedzieć? Trudno mi z tobą rozmawiać, żeby cię nie urazić, ale do cholery; jak mogłeś pojechać i mnie z tym zostawić. Wiesz ile nad tym myślałam?! W sumie wcale się nie znaliśmy. Dlaczego się we mnie zakochałeś? Powiedz, bo nie rozumiem. - powiedziałam, prawie ze łzami w oczach. Nie rozumiem dlaczego tak się zachowałam. To było dziwne. - Myślałeś, że będę szczęśliwa, mając jednego chłopaka, a od drugiego słyszeć, że mnie kocha i wyjeżdza, bo nie może na mnie patrzeć?! Co miałam czuć?
- To się zdarzyło tak nagle. Najpierw byłem dla ciebie złośliwy, ale jak zobaczyłem cię na koniu, jak ci włosy powiewały na wietrze, to oczy mi zabłysnęły. Zakochałem się. Niestety, gdy ja się zakocham nie moge z tą osobą rozmawiać, bo sie jąkam i czerwienie. Poprostu nie moge. - cały czas patrzył na swoje buty, albo gdzieś w dal. Zrozumiałam. Był tak cholernie zakochany, jak mnie zobaczył, że nie mógł ze mną rozmawiać. Ciągle przerywał, gdy ze mną rozmawiał. DOpiero teraz zrozumiałam, jak bardzo niekomfortowo musi się teraz musi czuć. Sama zdziwiłam się tego, co teraz zrobiłam.
- Rozumiem. Jestem tak piękna i urocza, że nie sposób się nie zakochać. - popatrzyłam na niego z uśmiechem i zaczęłam się w niego wpatrywać, żeby wreszcie na mnie spojrzał ... i udało mi się. Jestem wariatką, ale cieszyłam się, że to zrobił. Był uroczy z tą swoją bezradnością i zakłopotaniem. Aż sama zaczynałam dostrzegać jego uroczy wyraz twarzy. Niemal się zakochałam, ale coś mnie tknęło na dobroczynność. - No, niestety z Rafałem już nie jestem i ..
- Nie jesteś? - nagle jego humor zmienił się o 180 stopni i zobaczyłam ten błysk w oku, kiedy znowu podniósł na mnie wzrok. - Czemu? Przecież to była twoja "wielka miłość".
Nie chciałam o tym mówić, więc przemilczałam chwilę zamiast odpowiedzieć, ale widać było, że zrozumiał przesłanie. Nie skomentował tego, najwyraźniej zauważył, że nie chce poruszać tego tematu. Z uprzejmością i zrozumieniem przemilczał ten temat. Ulżyło mi, bo nie miałam ochoty o tym rozmawiać, a on poporstu to zrozumiał. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Ej dobra musze iść, może się jeszcze kiedyś zobaczymy. Ide jeździć. Pa! - Wzięłam do ręki siodło, które zdąrzyłam już odłożyć z powrotem na miejsce. Niestety nie udało mi się wyjść szybciej niż się pozbiera. Podszedł do mnie od tyłu, odwrócił gwałtownie do siebie i pocałował. Boże.. jak on cudownie całował! Nie mogłam się oprzeć, żeby zrobic to jeszcze raz gdy sie ode mnie odkleił, ale pozbierałam się w sobie, ogarnęłam się i starałam się nie pokazywać co czuje. Poprostu bez słowa ani zmiany wyrazu twarzy, wyszłam. Zatkało go na maxa i został w siodłarni, gdy ja poszłam do Demona i zajęłam się usiodłaniem oraz kiełznaniem. Był czysty jak łza. W sumie co się dziwić. Wczoraj wyczyściłyśmy wszystkie konie przed wyjściem na ognisko. Wzięłam z wieszaka jeszcze jeden uwiąz, przypięłam go z drugiej strony kantaru i ruszyłam w strone hali. Wskoczyłam na siodło i zaczęłam rozprężanie. Troche stępa, potem kłus i galop. Pogalopowałam kilka kółek i postanowiłam pojeździć na oklep. Wjechałam do środka i odpięłam popręg. Ściągnęłam siodło i położyłam na przeszkodzie. Ta stacjonata została po ostatnim treningu. Ledwo odbiłam się od ziemi zaszedł mnie od tyłu i mocniej podrzucił w górę. Z wielką siłą przeleciałam przez Demona i wylądowałam na drugiej stronie twarzą w piasku. Nie wiem kim byl ten ktoś i lepiej, żeby już nie było, bo pożałuje. Wstałam, otarłam twarz od piasku i odwróciłam się do "tej osoby". Jak się okazało był to Tomek. Ten sam, z którym nieco ponad pół godziny się całowałam. Miałam ochotę go zamordować.
- Bawi Cię to? Jak chcesz, żebym przemyślała twoją prośbę to powinieś mnie do niej przekonać, a nie zrzucać mnie z konia. - byłam zła, a chłopakowi się należało. - Zobacz jak wyglądam!
Chłopak mruknął coś pod nosem.
- Prosze?
- Pięknie, jak zawsze. - Nosz kurde.. Nie ułatwia mi decyzji. Jeszcze kilka dni temu nawet o nim nie myślałam, ale gdyby ktoś mi o nim wspomniał i powiedział, że będe się z nim całować i, że będę się zastanawiać czy z nim być to z pewnością wyśmiałabym tego kogoś i uznałabym, ze to niemożliwe i absolutnie bym w to nie wierzyła, a już napewno bym na to nie czekała. A teraz co? Naprawde zadaje sobie to pytanie. Chyba oszalałam. Nie wiem, co się za mną dzieje.
- Dziękuje. Czy teraz pozwolisz, że wsiąde na konia samodzielnie? - chłopak pokiwał potwierdzająco głową, a ja wskoczyłam zwinnie na kary grzbiet wałacha. - Jeśli już tu jesteś to mógłbyś mi ustawić jakieś cudo do przeskoczenia? - odpowiedziało mi krótkie - Okej.
Kiedy Tomek ustawiał mi przeszkody, ja chciałam sie troche przyzwyczaić do gołego grzbietu i zaczęłam kłus a potem galop. Gdy oznajmił, że parkur gotowy z biegu przejechałam całość. Zrobiłam to niepewnie, ale jakoś mi to wyszło. Jeździłam od niespełna roku i nadal miałam momenty zawachań. Zresztą lata praktyki nie oznaczają, że ktoś się czegoś nie boi. Dodałam sobie odwagi mysląc, że najwyżej zginę na końskim grzbiecie i, że raz sie przecież żyje.
Pokonałam parkur jeszcze 3 razy i byłam padnięta. Koń zresztą też. Zatrzymałam się i zjechałam po boku Demona. Oczywiście "mój Romeo" musiał mnie złapać. Złapał mnie w udach, a ja zdziwiona, że nie mam podłoża pod stopami popatrzyłam na niego i wtedy to się stało. Patrzyłam na niego i tonęlam w jego niebieskich jak ocean oczach. Patrzyłam na niego i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Patrzyliśmy na siebie, aż wreszcie postawił mnie na ziemi. Chyba się zakochałam. Nie wiem czemu tak nagle to się stało, ale nie mogłam sie pozbyć tego uczucia. Czas się zatrzymał, a my prawie się pocałowaliśmy. Nie moge! Nie! Nie potrafie! Odwróciłam głowe i obnizyłam podbrudek.
- Nie moge. Nie potrafie.
Tomek nic nie powiedział. Poprostu mnie puścił, a ja podeszłam do Demona, który zdąrzył juz się przespacerować na drugi koniec hali. Wzięłam go i odprowadziłam do boksu. Zdjęłam mu ogłowie i założyłam derka, która była w boksie jego właściciela. Usiadłam w siodlarni i przypomniało mi się jak siedzieliśmy tu z Rafałem. To nadal tak bolało. Obruciłam sie do wielkiego okna wychodzącego na pastwiska. W tym momencie zaczął padać deszcz. Przyłożyłam policzek go zimnej szyby. Wtedy pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nia kolejna i kolejna i kolejna. Byłam tak strasznie zmęczona brykami na Demonie i całym tym dniem chociaż nie mineła nawet ósma rano. Nie potrafiłam przyjąć do serca jednego chłopaka, gdy drugiego nadal w nim miałam. Siedziałam tak z rozdartym sercem. Nie potrafiłam tego znieść.
**************************
No to macie mój prezent dla was :3 Kocham was i jakoś musiałam was to okazać <3 No więc życze Wam Wesołych i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, Pomyślności na Parkurze i Udanego Sylwka ;3 Rozdział mi się podoba i miałam wene. Skończyłam to i z zadowoleniem postanowiłam, że jestem dumna. Czytajcie i komentujcie bo chce wiedzieć, co sądzicie. Spodziewałyście się takiej akcji? :D