czwartek, 31 października 2013

Rozdział 18.

 - Nie ma co płakać! Jedziemy do niego? - spytał Kris, przejęty, ale z zimną krwią.
- No.. no tak!
Ręce mi się trzęsły, nie mogłam racjonalnie myśleć, uparcie powstrzymywałam łzy przed spłynięciem na policzki ...
Nie rozumiem. Jak mógł być tak nieodpowiedzialny ?!Jak mógł się ścigać z tym debilem ?! Obaj tak samo głupi ! Nie dość, że ślisko to jeszcze ścigać im się zachciało! Dać chłopakom motory to zachowują się jak dzieci. Po co dał się sprowokować Mateuszowi ?! Głupki !!! - nawet się nie spostrzegłam, jak zaczęłam gadać to co myślałam. Kris ledwo co podjechał po szpital, a wyskoczyłam nie czekając na nic i pobiegłam do budynku. Zobaczyłam Mateusza siedzącego pod salą nr. 7 nie mówiąc nic przytulił mnie. Wtuliłam się najmocniej jak umiałam, a przyjaciel zrobił to samo. Po tym jak trochę uspokoiłam się po wyczerpującym biegu, miałam siły, żeby na niego nawrzeszczeć. Coś dziwnego we mnie buzowało.. i właśnie miało się uwolnić.
- Co wy wyprawiacie ?! Rozumu nie macie ?! - Darłam się na Mateusza, jak już mnie wyprosili ze szpitala, za zbyt głośne darcie się na niego.
- Wiesz w ogóle o co poszło? - mówił Mateusz ze spokojem i miłością w oczach.
- Oświeć mnie!
- No bo to było tak, że gadaliśmy sobie i on oczywiście nawijał o tobie i ja już nie wytrzymałem i mu powiedziałem, że Cię kocham.- Słuchając tego, nie mogłam w to uwierzyć. Mateusz mnie kocha? WOW! - No i on się wkurzył tak trochę bardzo, delikatnie mówiąc i powiedział, żebyśmy się ścigali o ciebie. Nie przerywaj mi !- powiedział, widząc, że otwieram usta. - No i wsiadł na motor, wystartował nas i ruszyliśmy. Gdy dojechałem do ustalonej mety jego nie było, a aż tak szybko przecież nie jechałem, żeby go zgubić. Pojechałem powoli po trasie naszych wyścigów i zobaczyłem jego motor na ulicy. Wyhamowałem i pobiegłem do niego. Wezwałem pogotowie i zrobię co będzie będzie trzeba, żeby przeżył. Podobno dzięki mnie przeżył. - powiedział Mateusz na jednym wdechu. - Przepraszam, to moja wina. - Mówił i prawie się nie rozpłakał.
- Nie mów tak. To przez jego zazdrość i chęć rywalizacji. Nie wolno Ci tak mówić!

2 tyg później.
Obudził mnie dźwięk SMSa, zwykle cichego, dzisiaj jednak głośnego niczym wybuch wulkanu. Wzięłam telefon do ręki i najpierw popatrzyłam na godzinę - 6 rano O.o. Zabije! Wiadomość - Mateusz: "Nie mogę już tego znieść. Kocham Cię i nie mogę już tego przed tobą ukrywać. Wyjrzyj przez okno ". Zastanawiałam się o co może mu chodzić, więc chwyciłam klamkę i otworzyłam okno.
- Skoro już mnie obudziłeś to poczekaj chwile, zaraz zejdę. - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie, próbując ukryć fakt, że byłam wściekła. Ubrana i odświeżona wyszłam na podwórko.
- Co się stało takiego ważnego, że zerwałeś mnie z łóżka bladym świtem?
- Musze Ci coś powiedzieć, ale będziesz zła.
- Aż się boję. - powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy. Oczekiwałam rumieńca, ale się nie pojawił.
- Bo wiesz.. -  to chyba faktycznie było ważne.
- Wiesz.. co ? - mówiłam zdenerwowana.
- Bo myśmy z tym wyścigiem z Robertem to na poważnie wzięli, a przegrany zakład go bardzo zdołował. - Słuchałam uważnie, żeby go dobrze zrozumieć i niczego nie przeoczyć. - Jest jeszcze jeden "mały' szczególik.
- Zaraz zaraz - mówiłam niby do niego, niby do siebie, nie słuchając już Mateusza wcale. - Skoro to był zakład o mnie i ty to wygrałeś, to co Robert jeszcze musiał zrobić? - mówiłam coraz bardziej bojąc się odpowiedzi i wyciągając coraz to nowsze wnioski. Nastała niezręczna cisza. Niestety wybuchłam.
- No mów że!
Jak mogłam się tak na niego wydzierać ?! Przecież on mnie kochał, starał się mi to jakoś delikatnie powiedzieć, był taki.. taki opiekuńczy i delikatny. Jak mogłam..
- To właśnie chciałem Ci powiedzieć. Przegrany musiał odejść.
Ugięły się pode mną kolana. W głowie zaczęło mi dudnieć, robiło mi się czarno przed oczami. Nabrałam wielkiej ochoty położenia się na ziemi i płakać.
- To nie prawda, to nie prawda, kłamiesz, kłamiesz. - Szeptałam, bo na nic innego nie miałam siły. Nagle poderwałam się na równe nogi. - Czekaj, co teraz będzie? Ze mną i z Robertem ? - mówiłam skołowana.
- Nic.. Nigdy więcej go nie zobaczysz. Nigdy więcej. Nigdy więcej. Nigdy więcej. - Ta myśl dudniła mi w głowie, w moim umyśle, jak najgorszy koszmar! Chciałam się gdzieś schować, zaszyć w najciemniejszy kąt jaki znałam i nigdy z tam tąd nie wychodzić. Przepłakać to wszystko. Tak długo jak będzie trzeba, tak długo aż to będzie możliwe. Dzień ? Tydzień ? Rok ? A może wieczność ? - Te wszystkie myśli przelewały mi się przez głowę. Mateusz podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę. Najgorsze co mógł zrobić.
- Nienawidzę Cię ! - tak to musiało go zaboleć. O to chodziło. Miało go zaboleć. Tak jak mnie zabolały jego słowa i to co mi zrobili. Z miłości.. - Nienawidzę Cię ! Słyszysz ! - osłupiał na te słowa. Pojedyńcza łza spłynęła po jego policzku. Odwróciłam się i pobiegłam do stajni. Bez jego odpowiedzi i reakcji wbiegłam do stajni zamykając drzwi. Weszłam do boksu Miss i się do niej przytuliłam. To był koniec.
******************************
Przepraszam ! przepraszam ! przepraszam bardzo ! ;** Ale nie miałam czasu ty wchodzić a co dopiero coś pisać. Szkoła konie szkoła konie etc. No więc same wiecie. No ale rozdział jest. Rozdział taki jak mój humor. Dlaczemu ? Nie wiem ;< Życze miłego czytania. Pa!